niedziela, 15 lutego 2015

ROZDZIAŁ 22.


- Nie smakuje ci, kochanie? - zapytała Monic spoglądając na Kate wpatrującą się w swój talerz i bawiącą się widelcem.. - Katherine?
- Och, przepraszam. Zamyśliłam się. O co chodzi? - zapytała brunetka i uśmiechnęła się delikatnie do kobiety.
- Nic się nie stało... Nie smakuje ci?
- Nie, nie, wszystko jest pyszne, naprawdę. Po prostu jestem trochę... zmęczona. To wszystko. - uśmiechnęła się ponownie Kate. - Przepraszam, mogłabym skorzystać z toalety?
- Oczywiście. Korytarzem prosto, ostatnie drzwi po prawej stronie.
- Dziękuję. Zaraz wracam. - dziewczyna wstała od stołu i ruszyła we wskazanym kierunku..
- Wszystko z nią dobrze? - zainteresował się William, kiedy Katherine opuściła jadalnię.
- Tak, wszystko w porządku. Nie musisz się martwić, tato.
- Chris, daruj sobie ten złośliwy ton, proszę. Nie możecie wytrzymać nawet przy stole?
- Skarbie, my przecież nie robimy nic złego. - powiedział Will i ujął dłoń żony całując jej wierzch. - Pyszny obiad, naprawdę. - dodał i uśmiechnął się delikatnie.
- Cieszę się.. Christian, pomożesz mi? Przyniesiemy ciasto.
- Jasne, mamo. - powiedział z uśmiechem chłopak i zabrał brudne naczynia kierując się do kuchni...


          Stała przed lusterkiem zawieszonym nad umywalką i przyglądała się swojemu odbiciu. Patrzyła głęboko w swoje oczy i oddychała miarowo. Myślała, że wytrzyma, ale to jest trudne. Nie da rady dłużej udawać, że wcale się go nie boi. Mimo, że teraz nie może jej nic zrobić, bo jest tu też jego żona i syn. Mimo, że teraz jest bezpieczna to się bała.. Dziewczyna zamrugała gwałtownie i obmyła policzki chłodną wodą, po czym jeszcze raz spoglądnęła do lusterka, uśmiechnęła się delikatnie i wyszła z pomieszczenia.. Jak tylko przekroczyła próg stanęła jak wryta i nie mogła się ruszyć, a głos ugrzązł jej w gardle.
- Zobaczyłaś ducha, skarbie? - zaśmiał się ironicznie William przyglądając się przerażonej dziewczynie. - Moja żona podaje właśnie ciasto. Wracaj do jadalni. - dodał po chwili i dotknął ramienia Kate, na co dziewczyna wciągnęła mocno powietrze i wyrwała się. - Nie bój się...
- Nie dotykaj mnie. - szepnęła Kate, wyminęła mężczyznę i wróciła do jadalni.
- Wszystko dobrze? - zapytał Christian nachylając się do swojej dziewczyny.
- Jak najbardziej. - odpowiedziała z uśmiechem i pocałowała chłopaka w policzek. - Czy to szarlotka?
- Tak. Mam nadzieję, że lubisz. - powiedziała Monic.
- Uwielbiam.
- W takim razie smacznego. - uśmiechnął się Will i usiadł przy stole zerkając na Katherine, która szybko spuściła wzrok i wyraźnie się spięła. - Ale ty na nią działasz, William. - zaśmiał się w myślach mężczyzna...  



*

- Musicie nas częściej odwiedzać. Prawda, Will?
- Oczywiście, skarbie.. Powinniście wpadać jak najczęściej. - uśmiechnął się mężczyzna obejmując żonę.
- Bardzo bym chciał, mamo, ale wiesz, że mam inne zajęcia. No, a Katty ma szkołę.
- Oj, ale w weekendy przecież możecie nas odwiedzać. - powiedziała Monic. - Zawsze będziecie tu mile widziani.
- Nie będziemy robić państwu kłopotu ciągłymi wizytami. - wtrąciła Kate.
- Żaden kłopot, naprawdę. Jesteśmy rodziną. - stwierdził William i posłał dziewczynie szeroki uśmiech.
- Dobra, wpadniemy jeszcze, niedługo. Tylko już tak nie naciskajcie, błagam, bo mi dziewczynę przestraszycie. - zażartował Chris. - Cześć, tato. - powiedział i uścisnął dłoń ojca. - Do zobaczenia, mamo. - dodał i uścisnął kobietę całując ją w policzek.
- Do widzenia. - uśmiechnęła się Kate.
- Do widzenia, dzieciaki. Jedź ostrożnie, Christian.
- Ja zawsze jeżdżę ostrożnie, mamusiu! Pa! - zawołał szatyn i razem ze swoją dziewczyną wsiadł do samochodu, po czym odjechał... - Chyba nie było tak źle, co? - odezwał się po kilku minutach ciszy i spojrzał na Katherine.
- Nie, było całkiem sympatycznie. - stwierdziła brunetka i wbiła wzrok w krajobraz, który mijali. - Odwieziesz mnie do domu?
- Jasne, ale... Myślałem, że spędzimy chociaż chwilę sami.
- Chris, nie dzisiaj, proszę. Jestem naprawdę zmęczona.
- Dobrze, rozumiem... Mogę wejść? - zapytał, kiedy zatrzymał samochód pod domem Katherine.
- Christian...
- Ech... To kiedy się zobaczymy?
- Zadzwonię. - Kate obdarowała go uśmiechem i odpięła pas, po czym nachyliła się w stronę chłopaka i musnęła jego usta. - Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej. - stwierdził Chris i ponownie złączył ich usta. - Do zobaczenia?
- Do zobaczenia. - szepnęła Katty i wysiadła z samochodu...



*

- Jak tam obiadek u staruszków?
- Spoko.
- Spoko? Żadnych kłótni przy stole, pikantnych szczegółów?
- Żadnych.
- Serio, Chris? Nawet głupiego ironicznego tonu w rozmowie?
- Tego to ja się nigdy nie pozbędę.
- No tak, racja. - zaśmiał się Ryan. - Co jest?
- Nic. Wszystko w porządku. - wzruszył ramionami Christian.
- A ja jestem królowa Elżbieta... Coś z Kate?
- Nie wiem... Dziwnie się zachowywała. A jak ją odwiozłem to mnie zbyła.. Martwię się o nią.
- Może to ma jakiś związek z jego ojcem? W końcu widziałem jak się z nią kłócił, a później... Nie no, fiksujesz, Ry! - pomyślał chłopak. - Pewnie ta wizyta u twoich rodziców ją wykończyła. Daj jej czas. Odpocznie i wszystko wróci do normy. 

- Obyś miał rację... Ale, miej na nią oko w szkole, dobra? I gdyby coś było nie tak to daj mi znać.
- Jasne, masz to jak w banku. - Ryan poklepał kumpla po ramieniu i podniósł się z kanapy. - Masz może ochotę na męski wieczór z piwem i meczem? 

- Nie odmówię. Tylko się przebiorę. - stwierdził Chris i poszedł do swojego pokoju.
- Będę musiał dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi... Zaczynam się coraz bardziej o nią bać... - pomyślał Ryan i westchnął głęboko otwierając lodówkę.



***

          Wysiadła z samochodu i natychmiast została zaatakowana przez parę ramion, które mocno oplotły ją za szyję. Zaskoczona dziewczyna już chciała krzyknąć, ale poczuła charakterystyczne słodkie perfumy, których używała tylko jedna osoba...
- Bethy! Przestraszyłaś mnie! - zawołała dziewczyna i wyrwała się z uścisku przyjaciółki, po czym sama ją przytuliła. - Cześć. 

- Hej. - uśmiechnęła się szatynka. - Co się z tobą działo cały weekend? Dzwoniłyśmy z Mią chyba z milion razy!
- Długa historia, nie chcę o tym rozmawiać. - westchnęła Kate i ruszyła do wejścia do szkoły, a zaraz za nią poszła Elizabeth... - Cześć, Mia.
- Cześć, Słoneczka! - zaśmiała się blondynka. - Coś się stało? Co macie takie ponure miny?
- Postradała zmysły? - zapytała Katherine.
- Nie, obstawiam, że kosmici ją podmienili. - zaśmiała się Bethy.
- Co tam gadacie pod nosem? A, zresztą. Nie ważne.. Co mamy na pierwszej?
- Mia? Dobrze się czujesz?
- Nigdy nie było lepiej, kochanie. - powiedziała dziewczyna. - Matma, tak?
- Tak, matma. - przytaknęła Katty. - Idziemy?
- Idźcie, ja muszę jeszcze iść po podręcznik do szafki. Spotkamy się w klasie. - uśmiechnęła się Elizabeth. - Uważaj na nią.
- Oczywiście..


          Wbiegł do budynku równo z pierwszym dzwonkiem oznajmującym rozpoczęcie lekcji. Był już spóźniony. Biegł korytarzem, który prowadził do sekretariatu i nie bardzo zwracał uwagę na to, co dzieje się wokół niego, w skutek czego nie zauważył Elizabeth, która zamknęła właśnie swoją szafkę i ruszyła do klasy matematycznej. Ryan wpadł w dziewczynę, której z rąk wypadły podręczniki.
- O, Boże. Przepraszam cię! Nie zauważyłem, że tędy idziesz. - westchnął brunet i przykucnął zbierając książki Elizabeth.
- Nic się nie stało. - zaśmiała się dziewczyna i odebrała swoje rzeczy od Ryana. - Uczysz się tutaj? Nigdy cię nie widziałam.
- Nie, jestem tutaj na stażu, w sekretariacie.. I jestem właśnie spóźniony, więc...
- Tak, ja też jestem spóźniona na lekcję, więc...
- Na razie. - uśmiechnął się chłopak.
- Miłego dnia...
- Ryan. A ty?
- Elizabeth, ale wolę Bethy.. Więc miłego dnia, Ryan. - uśmiechnęła się dziewczyna i poszła w stronę klasy.
- Miłego dnia... Bethy. - szepnął Ry, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.. - Weź się w garść, chłopaku! - zaśmiał się pod nosem i poszedł do sekretariatu.. 


- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie. - Elizabeth weszła do klasy i od razu skierowała się do przedostatniej ławki, w której siedziała razem z Kate. Brunetka spojrzała na przyjaciółkę i zauważyła, że dziewczyna ma dziwny uśmiech na twarzy.
- Co jest? - zapytała, a w odpowiedzi otrzymała wzruszenie ramion. - Elizabeth Collins, widzę, że coś się wydarzyło i żądam wyjaśnień! - krzyknęła szeptem Katherine i cicho się zaśmiała.
- Wierzysz w to, że można się kimś zauroczyć, może nawet zakochać przy pierwszym spotkaniu?
- Bethy? Poznałaś kogoś? Teraz? O mój Boże, to cudownie!
- Cicho! Odpowiedz na moje pytanie. Wierzysz?
- Wiesz... Przeszłam chyba coś takiego z Chrisem, więc.. Tak, wierzę. Co to za chłopak? - zapytała z uśmiechem dziewczyna.
- Ma tutaj staż w sekretariacie. Ma na imię...
- Ryan. - dokończyła Kate, a Bethy popatrzyła na nią zdezorientowana. - To przyjaciel Christiana.
- Serio?!

*

- Umieram z głodu, co dzisiaj jemy? - zapytała Mia, kiedy razem z przyjaciółkami wyszły z klasy i skierowały się do stołówki.
- Ja nic, nie jestem głodna. - westchnęła Kate. Znowu przez całą lekcję się stresowała. Dlaczego? Literatura. Bała się, że Parker coś jej zrobi mimo, że była przecież w klasie z innymi uczniami... - Wiecie, pójdę się przejść. - powiedziała po chwili i uśmiechnęła się do dziewczyn. - Widzimy się na wfie. - dodała przytulając przyjaciółki i poszła do swojej szafki, z której wyjęła kurtkę, a zostawiła torebkę, i wyszła ze szkoły...
          Spacerowała parkiem, który należał do szkoły i napawała się, już chyba ostatnimi, promieniami słońca. Usiadła na ławeczce i wtedy ogarnął ją dziwny niepokój. Zerwał się silny wiatr, który sprawił, że po ciele Katherine przebiegł dreszcz. Po chwili obok ławki pojawiła się postać, Kate od razu rozpoznała w niej profesora Parkera. Dziewczyna natychmiast wstała z ławki i chciała iść do szkoły, ale zatrzymał ją łagodny głos profesora.
- Chciałem porozmawiać. Nie martw się, nic ci nie zrobię. - na te słowa Kate zatrzymała się w pół kroku i odwróciła się twarzą do Williama patrząc na niego wyczekująco. - Usiądziesz obok mnie? - zapytał zajmując miejsce na kraju ławeczki. Brunetka niepewnie podeszła do ławki i cały czas obserwując mężczyznę usiadła jak najdalej od niego.
- O co chodzi?
- Kiedy wyszliście wczoraj z Christianem dużo myślałem o tej sytuacji między nami. - zaczął mężczyzna, a Katherine natychmiast się spięła. - Jesteś z nim szczęśliwa, prawda? - zapytał, a dziewczyna odpowiedziała tylko skinięciem głowy. - On też jest z tobą szczęśliwy.. Zazdroszczę mu tego, że cię ma, skarbie. - westchnął Will.
- Co on bredzi?! W ogóle do czego on zmierza?!

- Pewnie myślisz, że oszalałem, co? - zaśmiał się pod nosem. - Też bym tak pomyślał, ale ja... Po prostu chyba dotarło do mnie, że nie mam co pchać się tam, gdzie mnie nie chcą. - wzruszył ramionami i wstał z ławki. - Przepraszam za wszystko, Katty. - dodał gładząc dziewczynę po policzku i odszedł... - Chyba ci się udało, William.
- Cholera. Czyli to koniec? - szepnęła Kate, a do jej uszu dobiegł dźwięk dzwonka, więc szybko zerwała się z ławki i pobiegła do szkoły...




*

no, weronika, szalejesz! 


WOW, NAPISAŁAM KOLEJNY ROZDZIAŁ! KTO DUMNY?! :)
i chyba nawet długi mi wyszedł :))))))))))))


o co chodzi z tym zachowaniem Parkera? jakieś pomysły? :)

chyba wraca mi chęć na pisanie! strasznie się cieszę! ♥

MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ PODOBAŁO.  
PAMIĘTAJCIE O KOMENTARZACH I...

DO NASTĘPNEGO! :*


Wera.

KOCHANI, ZAGLĄDAJCIE NA: guardian-fanfiction CUDOWNE OPOWIADANIE, NA PEWNO NIE POŻAŁUJECIE! ♥


(((((PS. JAMIE DORNAN W "PIĘĆDZIESIĄT TWARZY GREYA" TO CHOLERNA PERFEKCJA! (jeszcze większa niż tutaj jako profesor Parker!) MUSICIE KONIECZNIE ZOBACZYĆ TEN FILM! POLECAM! ♥)))))