środa, 25 lutego 2015

ROZDZIAŁ 23.


- Cześć, Ry! - Christian przywitał się z przyjacielem wchodząc do kuchni. - Gotujesz? Myślałem, że zamówimy pizzę, a ty co? - zapytał zaglądając chłopakowi przez ramię. - Pieczeń?
- Tak, mam nadzieję, że wyjdzie. - uśmiechnął się brunet.
- Co się stało?
- Nic, dlaczego pytasz?
- Bo ostatnio nie chciało ci się stać przy garach.
- Oj, mam dobry humor. Stwierdziłem, że coś ugotuję... Możesz zaprosić Kate, jeśli chcesz.
- Ok. Poznałeś kogoś. - stwierdził Christian patrząc na twarz kumpla. Ryan odłożył nóż, który miał w ręce i spojrzał na szatyna. - Ha! Wiedziałem! Jak ma imię? Ładna? Gdzie ją poznałeś?
- Elizabeth... Bethy. - westchnął rozmarzony Ryan.
- Czekaj, znam jedną Elizabeth, ale to chyba nie ta sama... Chodzi do tej szkoły, w której masz staż. To przyjaciółka Katty.
- Co?! To... Kurcze, chyba mówimy o tej samej dziewczynie.
- Wow, Ryan... Podoba ci się?
- To było jak uderzenie pioruna.. Ja nie wiem co się stało, ale teraz mam ją ciągle przed oczami.
- Wpadłeś, stary... - zaśmiał się Christian za co Ry uderzył go w głowę.
- Nie naśmiewaj się! Przypomnieć ci jak to było jak poznałeś Katherine?
- Dobra, dobra.. Widziałeś ją dzisiaj tak w ogóle?
- Tak, wszystko było z nią dobrze.
- Ale pamiętaj, że... - przerwał mu dzwonek telefonu. Chłopak spojrzał na wyświetlacz i natychmiast na jego usta wkradł się uśmiech. - Cześć, kochanie. - powiedział odbierając i wyszedł z kuchni.
Hej. Nie uwierzysz! - zawołała radośnie dziewczyna.
- Chodzi o Bethy i Ryana? - zapytał, a po drugiej stronie natychmiast zapanowała cisza. - Katty, jesteś tam?
Skąd wiesz?
- Mieszkam z nim, jest moim kumplem.. Podoba mu się.
On jej też, i to bardzo. 
- Chyba nie myślisz o...
Proooszę, pobawmy się w swatki! - zawołała ze śmiechem.
- Jesteś nienormalna. - zaśmiał się chłopak.
Ale mnie kochasz, prawda? - zapytała Kate słodkim głosikiem.
- Jak wariat. - odpowiedział z uśmiechem. - Zgadzam się na to tylko dlatego, że nie potrafię ci odmówić.
Dziękuję, kochanie! Muszę kończyć, ale odezwę się jeszcze.
- Poczekaj. Ryan robi pieczeń, może wpadniesz?
No, dobrze. To.. za godzinę?
- Idealnie, czekam.
Kocham cię.
- Ja ciebie też. - powiedział, po czym Kate zakończyła połączenie, a on sam wrócił do kuchni...
*

- To było przepyszne, chyba częściej będę do was wpadać na obiad. - zaśmiała się Katherine pomagając Ryanowi posprzątać ze stołu.
- No nie wiem czy będziesz zadowolona jeśli któregoś dnia przyjdziesz i okaże się, że zamówiliśmy pizzę. - powiedział Christian. - Ryan nie gotuje codziennie. Musi się wydarzyć coś naprawdę miłego, co go natchnie do gotowania.
- Rozumiem. A co dzisiaj się wydarzyło?
- Nie udawaj, że nie wiesz. - zaśmiał się Ry wkładając naczynia do zmywarki.
- Ale ja naprawdę nie wiem.
- Montgomery się nam zakochał! - powiedział ze śmiechem Chris za co został uderzony ścierką. - Za co to?
- Nie mów do mnie po nazwisku Parker! - zaśmiał się Ryan, a na ciele Kate na dźwięk tego nazwiska pojawiła się gęsia skórka.
- Weź się w garść. - pomyślała dziewczyna i cicho odchrząknęła.
- Wcale się nie zakochałem.
- Nie, nie...
- Co to za dziewczyna? - zapytała brunetka, a Chris spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, na co dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Twoja przyjaciółka, jak zdążył wydedukować Pan Parker. - powiedział Ryan, a Christian spojrzał na niego 'surowo'. - Ale ona nic ci nie mówiła? Nie wierzę.
- Wspomniała, że poznała jakiegoś chłopaka, ale jakoś nie bardzo mnie to obeszło w tamtym momencie.
- Taaak... Pójdę do siebie. Wyjmiecie naczynia ze zmywarki później?
- Jasne, Ry. - uśmiechnęła się Kate i odprowadziła chłopaka wzrokiem... Kiedy brunet zniknął w swojej sypialni, Katty zwróciła się do Christiana. - Trzeba zorganizować jakieś spotkanie... Oni muszą się znowu zobaczyć i pogadać.
- Przypomnij mi, czemu ja się na to zgodziłem?
- Bo mnie kochasz i nie możesz mi odmówić. - uśmiechnęła się dziewczyna i pocałowała szatyna w policzek. - Kino, w weekend?
- Dobra. Ale Ryan się zorientuje..
- Musisz zrobić tak, żeby się nie zorientował, kochanie. - zaśmiała się Kate, a Chris tylko przewrócił oczami i przytulił dziewczynę do swojego boku...


*** kilka tygodni później ***

          Mia obudziła się kilka minut przed budzikiem, a na jej twarzy natychmiast pojawił się uśmiech. To dzisiaj! Dzisiaj ten ważny mecz w jej dopiero rozpoczynającej się karierze. Szybko odrzuciła na bok kołdrę i włączyła radio podchodząc do szafy, z której po chwili zastanowienia wyjęła zwykłe rurki i bluzę dresową, po czym tanecznym krokiem ruszyła do łazienki.. Szybko przebrała się w przygotowane ubrania, włosy związała w wysokiego kucyka, umyła twarz, po czym zrobiła delikatny makijaż i wróciła do pokoju... Wzięła swoją sportową torbę, telefon i inne potrzebne rzeczy i zbiegła na dół kierując się do kuchni.
- Cześć mamo. - powiedziała z uśmiechem i usiadła do stołu.
- Cześć. Jak tam nastrój przed meczem? - zapytała kobieta stawiając przed Mią talerz z omletem i szklankę soku.
- Super. Już nie mogę się doczekać, kiedy wejdę na boisko!
- Będę trzymać kciuki.
- Nie dziękuję. - uśmiechnęła się blondynka zaczynając jeść śniadanie, które przygotowała jej mama. Po kilku minutach talerz był pusty i Mia wstała od stołu... - Lecę. Odezwę się po meczu i powiem jak nam poszło.
- Dobrze, kochanie. Ale może cię podwieźć? Bo ja też już wychodzę.
- A to w takim razie chętnie z tobą pojadę. - powiedziała z uśmiechem i założyła kurtkę, a szyję obwiązała szalikiem, i razem z mamą wyszła z domu...

*


- Kate, pospiesz się! - krzyknął Matt stojąc w przedpokoju. - Naprawdę chcesz się spóźnić?!
- Jezu, już idę. - westchnęła Katherine schodząc po schodach.
- Nareszcie.
- Spokojnie, dopiero za pół godziny wyjeżdżają. Zdążysz. - zaśmiała się dziewczyna i założyła kurtkę. Założyła na ramię torebkę i łapiąc do ręki klucze spojrzała na brata. - No co tak patrzysz? Przecież wiem, że chodzi o Mię.
- Wcale nie. Nie chcę, żebyś się spóźniła do szkoły. - wzruszył ramionami Matt. - Zamknij dom, poczekam w samochodzie. - dodał i wyszedł z domu.
- Jasne, głupszej wymówki nigdy nie słyszałam. - powiedziała do siebie brunetka i wyszła z domu zamykając drzwi na klucz...


- Chyba zaczęły już zbiórkę. - powiedziała Kate, kiedy Matt zaparkował na szkolnym parkingu.
- Fajnie. - uśmiechnął się chłopak. - Myślisz, że to będzie głupie jak do niej podejdę i będę jej życzył powodzenia? - zapytał niepewnie, a Katherine spojrzała na niego rozbawiona.
- I ty jeszcze piętnaście minut temu mi mówiłeś, że to nie chodzi o nią... Oj, Matty.
- Ej no.. To jak?
- Masz do niej iść. Na pewno się ucieszy. - uśmiechnęła się dziewczyna. - Zresztą chyba będzie potrzebować wsparcia swojego ukochanego, co? - dodała i szybko wysiadła z samochodu, po czym przywitała się z Bethy, która czekała na nią niedaleko i razem poszły porozmawiać z Mią.
- 'Będzie potrzebować wsparcia swojego ukochanego.' - to zdanie odbijało się echem w głowie Matta. Kiedy dotarł do niego sens słów, które wypowiedziała jego siostra na jego twarzy pojawił się uśmiech. Teraz już był pewny, że Mia czuje to samo, co on. Odczekał jeszcze kilka sekund i kiedy upewnił się, że jego siostra weszła do szkoły wysiadł z samochodu i skierował swoje kroki do autokaru, do którego właśnie wchodziła Mia...
- Mia! - zawołał, a blondynka natychmiast się odwróciła i spojrzała na niego. Wyszła z autokaru i powiedziała coś trenerowi, który pokiwał głową i coś jej odpowiedział.
- Mam pięć minut. Nie możemy się spóźnić. - powiedziała, kiedy Matt zatrzymał się przed nią i uśmiechnęła się promiennie.
- Chciałem ci życzyć powodzenia. - powiedział brunet i uśmiechnął się delikatnie.
- Nie dziękuję. - zaśmiała się. - To wszystko? - zapytała z wyczuwalną nadzieją w głosie, że jednak jeszcze coś na nią 'czeka'.
- W zasadzie to... tak. Rozwalcie ich tam.
- Jasne.
- Daj znać jak wam poszło. - powiedział niepewnie chłopak i odwrócił się kierując się do samochodu. - Znowu stchórzyłeś, stary...
- Matty! - zatrzymał go głos Mii, więc odwrócił się w jej kierunku. Stała kilka metrów od niego, a na jej twarzy malowało się zmieszanie. Nie wiedziała czemu go zawołała, powinna już wsiąść do autobusu i być w drodze na mecz, ale... - Fajnie, że pamiętałeś, że to dziś. Na pewno dam znać po meczu jak nam poszło. - uśmiechnęła się. - Idiotka...
- Będę czekał. - powiedział z uśmiechem i ponownie się odwrócił, ale nie postawił jeszcze żadnego kroku. Coś mu na to nie pozwoliło. Spojrzał przez ramię i zauważył, że Mia powolnym krokiem zmierza do autobusu. - Teraz albo nigdy, Matt. - westchnął pod nosem i podbiegł do dziewczyny. Złapał ją za rękę dokładnie w tym momencie, kiedy stawiała stopę na pierwszym stopniu, by wejść do autokaru.
- Matty?
- Ciii... - chłopak przyłożył Mii palec do ust, żeby nic nie powiedziała. - Jak coś powiesz to zapewne stchórzę.. Może się wygłupię w tym momencie, ale trudno. - uśmiechnął się delikatnie i musnął usta blondynki czekając na jej reakcję, która była niemal natychmiastowa. Mia zarzuciła swoje ręce na szyję Matta i pogłębiła pocałunek...
- Myślałam, że nigdy tego nie zrobisz. - szepnęła.
- Gdybym wiedział, że twoja reakcja będzie taka, a nie inna to już dawno bym to zrobił. - powiedział również szeptem i ponownie ją pocałował. - Trzymam kciuki. Leć już, bo naprawdę się spóźnicie.
- Okej... - uśmiechnęła się Mia i weszła do autobusu zajmując swoje miejsce... Po kilku sekundach dostała smsa od Kate: "Wszystko widziałam! Już myślałam, że znowu stchórzy, ale miło mnie zaskoczył! :) Witam w rodzinie, Słoneczko. :* A, no i skopcie tyłki tej drużynie o idiotycznej nazwie! :D" - przeczytała, a uśmiech na jej twarzy stał się jeszcze większy.


*

          Wyszła ze szkoły i jej wzrok niemal natychmiast odnalazł Christiana, który czekał na nią oparty o maskę swojego samochodu. Uśmiechnęła się w jego kierunku i podeszła do niego całując na powitanie.
- Hej kochanie. - powiedział przytulając ją mocno do siebie. - Wszystko w porządku?
- Jak najbardziej. - uśmiechnęła się. - Matty w końcu się odważył i pocałował Mię!
- Co? Kiedy?
- Dzisiaj rano przed jej wyjazdem na mecz. Ta scenka była taka słodka... Jak z filmu normalnie. Ale szczerze mówiąc to już myślałam, że stchórzy...
- Podglądałaś! Nie ładnie, Mała.
- Oj, od razu podglądałam. Po prostu wiedziałam, kiedy spojrzeć w okno. - zaśmiała się. - Czekamy na kogoś?
- Na Ryana. Pytał, czy może się z nami zabrać, bo jego samochód rano odmówił posłuszeństwa i musiał jechać tramwajem...
- Biedny... A właśnie, a pro po Ryana. Co robimy z nim i z Elizabeth?
- Zbliżają się Mikołajki, może jakaś impreza?
- Dobry pomysł!
- Jaki pomysł? - zapytał Ry, który właśnie podszedł do Kate i Chrisa.
- Cześć, Ryan. - uśmiechnęła się brunetka i przytuliła chłopaka. - Oj, nie ważne. Dowiesz się w najbliższym czasie.. Jedziemy? Bo szczerze mówiąc trochę mi zimno.
- Jasne, wskakujcie. - powiedział Chris i usiadł na miejscu kierowcy. - Ry, podrzucę cię do domu, a później odwiozę Katty, ok?
- Spoko...


          Zaparkował przed domem Katherine i obrócił się twarzą w stronę dziewczyny, a ona zrobiła to samo z uśmiechem na twarzy.
- Może wejdziesz?
- Nie, muszę jeszcze wpaść do rodziców, a później zrobić zakupy.
- Rozumiem. To w takim razie widzimy się jutro?
- Oczywiście... Kate?
- Tak?
- Na pewno wszystko w porządku? W ostatnim czasie...
- Spokojnie, kochanie, wszystko jest ok. Nie musisz się martwić. - uśmiechnęła się dziewczyna. - Jutro się zgadamy co do spotkania, tak?
- Zadzwonię.
- Będę czekać.. No i oczywiście dopracujemy szczegóły imprezy.
- Dobrze. - zaśmiał się Chris. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. Bardzo. - powiedziała Kate nachylając się i całując czule chłopaka. - Pa.
- Pa, słonko. 


***
          Płakała. Nie mogła się uspokoić. Szloch targał całym jej ciałem. Ściskała w dłoni już tak bardzo znajome jej ostre narzędzie, a z niewielkiej piąstki sączyła się krew, która moczyła jej prześcieradło. Obiecała sobie, że więcej nie zada sobie bólu, ale to, co się zdarzyło... Złamało ją i po prostu musiała sięgnąć po żyletkę. Przymknęła powieki, a do jej głowy zaczęły powracać obrazy z ostatnich kilku godzin. On znowu to zrobił, znowu ją uderzył. Znowu zaczął się do niej dobierać, całować. Jej psychika nie jest w stanie utrzymać się w niezachwianym stanie, kiedy on jest w pobliżu... Obiecał! Obiecał jej przecież, że da jej spokój. Widocznie ta obietnica nie była do końca szczera. Przez pewien czas nie robił zupełnie nic, nie zwracał na nią uwagi, uśpił tym jej czujność. W końcu uderzył... W momencie, którego się nie spodziewała. Ledwo zdążyła się pozbierać. Ustabilizować swoją psychikę, a on znowu wkroczył ze swoimi brudnymi butami w jej "idealny" świat i wszystko zniszczył. Teraz, przez niego, znowu siedzi na łóżku zapłakana, rani swoją delikatną skórę i odczuwa ten cholerny ból... Już nie tylko ten psychiczny, ale fizyczny też... Już nawet te kreski na ciele, z których sączy się krew nie przynoszą jej ulgi... Ten facet ją niszczy. Kawałek po kawałku... 


*

no i jak??
mam nadzieję, że nie ma żadnych błędów :)
fatalnie się czuję i nawet nie mam siły sprawdzać...

nawet sobie nie wyobrażacie jak fajnie jest znowu usiąść do komputera i dla Was pisać.. tęskniłam za tym, cholernie! :*

KOMENTUJCIE, BARDZO WAS PROSZĘ, BO TO NAPRAWDĘ POMAGA. ♥