wtorek, 22 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 5.

          Katherine i jej przyjaciółki wychodziły ze szkoły głośno rozmawiając i kierując się na parking, gdzie stały zaparkowane ich samochody. Kiedy podeszły do samochodu Mii, żeby pożegnać się z przyjaciółką usłyszały głośne przekleństwa z ust jakiegoś mężczyzny. Wszystkie trzy natychmiast odwróciły głowy w tamtym kierunku i zdziwione zauważyły, że był to William.
- Ja pomogę. - uśmiechnęła się Kate i schyliła się, żeby pomóc pozbierać mężczyźnie porozrzucane po ziemi papiery.
- Dziękuję... Katherine? Dobrze pamiętam?
- Tak, panie profesorze.
- Widzę, że wy też już skończyłyście lekcje.
- Tak, na szczęście. - zaśmiała się Bethy.
- No to w takim razie, miłego popołudnia, dziewczyny. No i widzimy się jutro na lekcji.
- Do widzenia. - pożegnały się grzecznie dziewczyny i wróciły do przerwanej rozmowy.
- No więc... Gdzie idziecie tym razem? - zapytała Mia.
- Nie wiem. Spotykamy się tam, gdzie ostatnio, ale co będziemy robić w dalszej kolejności to nie wiem. - powiedziała Kate i chcąc chociaż trochę ukryć uśmiech, przygryzła wargę.
- Ktoś się nam zakochał.
- Nieprawda!
- Prawda, kochanie. - zaśmiała się Mia. - Ale to słodkie... A właśnie, co założysz? Myślałaś już o tym?
- Nie. Jak wrócę do domu to czegoś poszukam.
- Nie ma mowy. To nie może być coś - pierwsze lepsze, to musi być coś wyjątkowego. - wtrąciła się Elizabeth.
- Ech... Dobra, jak coś wybiorę to wyślę wam zdjęcie do zatwierdzenia, pasuje?
- Oczywiście! - powiedziały z uśmiechem dziewczyny.
- Super. To ja już lecę, bo jest po drugiej, a jesteśmy umówieni na piątą.
- Okej. Baw się dobrze. - powiedziała Mia i pocałowała przyjaciółkę w policzek.
- Pa, kochanie. - to samo, co przed chwilą Mia, uczyniła Bethy i tym samym dziewczyny się rozstały...

*

          Wyszedł z łazienki w samych bokserkach i wycierał mokre włosy ręcznikiem, kiedy rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Nieco wkurzony wbiegł do jego pokoju i szybko zarzucił na siebie szlafrok, po czym poszedł otworzyć. Przekręcił zamek, uchylił drzwi i...
- Stary ja cię któregoś dnia zabiję! Gdzie masz, do cholery swoje klucze?! - wydarł się Christian, kiedy przed sobą zobaczył Ryana.
- Sorry, zapomniałem ich rano. - wzruszył ramionami brunet. - Jest KTOŚ u ciebie? - zapytał podejrzliwie mierząc wzrokiem Chrisa.
- Nie.
- To w takim razie pewnie masz randkę.
- Wychodzę, masz rację, ale to nie jest randka.
- Tak się tylko mówi. - zaśmiał się Ry. - Swoją drogą to chciałbym ją w końcu poznać.
- To jeszcze nie jest dobry moment, Ryan.
- Ech, no okej. Jak uważasz. Jakie plany na dzisiaj?
- Żadnych. Skończ ten wywiad, muszę się ubrać. - zaśmiał się Chris i wszedł do swojej sypialni, po czym podszedł do szafy i wyjął z niej czarne rurki, 'brzoskwiniową' koszulkę i jasną jeansową koszulę. Do całego stroju dobrał jeszcze nieśmiertelnik, który zawiesił na szyi i był gotowy. Spryskał się jeszcze ulubionymi perfumami, zabrał okulary przeciwsłoneczne i wyszedł z pokoju.
- No, no, no. Kochany, ta laska musi faktycznie być niezła skoro aż tak się dla niej stroisz. - zaśmiał się Ry, kiedy Christian zakładał trampki. - A nie, sorry. Ty zawsze się stroisz.
- Zamknij się, co? Nie wiem, o której wrócę, więc... Nie spal domu, niezdaro. Nara! - zawołał szatyn zabierając klucze do samochodu i mieszkania, i wyszedł...

          Katherine stała przed szafą i nie mogła się zdecydować co powinna założyć. Przewracała ubrania aż w końcu po kwadransie wyjęła żółtą koszulę w białe grochy i czarne zwykłe rurki, do tego dobrała czarne sandałki na koturnie i wszystko ułożyła na łóżku, po czym zrobiła zdjęcie i wysłała przyjaciółkom z dopiskiem: "Może być? :(" Kiedy na ekranie jej telefonu pojawił się komunikat, że wiadomość została wysłana Kate poszła do łazienki, żeby zrobić makijaż, który - jak zwykle - składał się z podkładu, niewielkiej ilości pudru, tuszu do rzęs i jej ulubionej szminki w kolorze pudrowego różu. Kiedy brunetka uporała się z makijażem rozczesała włosy i wróciła do pokoju, i zerknęła na telefon, gdzie czekały na nią już wiadomości od jej przyjaciółek. Kate z wielkim uśmiechem przeczytała, że dziewczynom podoba się skompletowany przez nią strój i życzą jej miłego wieczoru, więc jak najszybciej napisała im, że dziękuje i założyła na siebie wybrany strój. Do swojej niewielkiej czarnej torebki Katherine wrzuciła klucze do domu, dokumenty, portfel, telefon i chusteczki, zabrała jeszcze okulary przeciwsłoneczne i kluczyki do samochodu i wyszła z pokoju kierując swoje kroki na dół. Weszła jeszcze do salonu, w którym był jej tata i brat.
- Wychodzę. - zakomunikowała dziewczyna i delikatnie się uśmiechnęła.
- Dokąd, jeśli można spytać? - zapytał Paul zerkając na córkę.
- Katty ma randkę, tato. - wtrącił się Matt.
- To nie jest randka. Spotykam się z... kolegą. - speszyła się delikatnie dziewczyna.
- No dobrze. Tylko nie wracaj za późno, jutro szkoła.
- Pamiętam, tatku. Lecę, pa.
- Pa, córciu!

          Kiedy Kate dotarła na miejsce spotkania, Chris już na nią czekał. Dziewczyna wysiadła z samochodu upewniając się, że zamknęła drzwi i ruszyła w stronę chłopaka.
- Hej. - powiedziała z uśmiechem.
- Cześć, Kate. - Christian również się uśmiechnął i przytulił dziewczynę, i pocałował delikatnie jej policzek.
- Długo na mnie czekałeś? Był jakiś wypadek i utknęłam w korku, przepraszam.
- Nic się nie stało, dopiero przyjechałem... - powiedział z delikatnym uśmiechem. - To, co robimy najpierw? Kawa? Lody? Spacer? A może ty masz jakiś pomysł?
- Może być kawa. Muszę się odstresować...
- Aż tak źle było w szkole? - zapytał Chris, kiedy zaczęli kierować się w kierunku Starbucks'a.
- Gorzej niż źle... - zaśmiała się Kate. - Ale tak poważnie to nie. Było nawet okej, ale wiesz... To pierwszy dzień.
- Rozumiem... Proszę, pani przodem.
- Och, dziękuję. - zachichotała dziewczyna. - Jaki z ciebie gentelman.
- Staram się. Na co masz ochotę?
- Mrożone latte, waniliowe.
- Okej, to lecę zamówić. - uśmiechnął się Christian i podszedł do lady złożyć zamówienie. Natomiast Katherine usiadła przy stoliku koło okna i czekała na chłopaka patrząc na krajobraz na zewnątrz. Po kilku minutach obok niej pojawił się szatyn z kubkami z kawą w rękach. Podał Katty jej zamówienie i pociągnął łyk ze swojego kubka. - Zostajemy tutaj, czy idziemy na spacer po parku?
- Chodźmy, trzeba jeszcze korzystać z ostatnich chwil ze słońcem. - powiedziała dziewczyna i wstała z zajmowanego miejsca. Chris tak, jak wcześniej przepuścił ją w drzwiach i po chwili kierowali się do pobliskiego parku bez przerwy rozmawiając... 


          Siedzieli na jednej z ławek i jedli lody, które kupili w małym sklepiku niedaleko parku. Spędzali ze sobą bardzo miło czas, zdążyli dowiedzieć się o sobie naprawdę dużo rzeczy, a tematów wciąż im nie brakowało. Świetnie się dogadywali i bardzo ich to cieszyło...
- Poczekaj, ubrudziłaś się. - zaśmiał się Christian zerkając na twarz Kate. Wyciągnął rękę i otarł kciukiem kącik ust dziewczyny. - No, już okej.
- Dzięki. - powiedziała brunetka i delikatnie się zarumieniła. - Wiesz... tak się zastanawiałam.
- Nad czym? - zapytał chłopak wyrzucając do kosza, który stał obok ławki, opróżniony kubek po lodach i przetarł usta dłonią.
- W mojej szkole jest nowy nauczyciel literatury. Nazywa się William Parker i... bardzo go przypominasz. Zastanawiałam się czy nie jesteście jakoś spokrewnieni. - powiedziała Kate i również wyrzuciła swój kubek po lodach. Natomiast Chris patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Nie mógł się poruszyć, a co dopiero odezwać, po tym, co powiedziała mu dziewczyna. Wiedział, że jego ojciec zaczyna nową pracę, ale nie interesowało go to, gdzie będzie pracował... - Halo, Christian... - roześmiana brunetka pomachała towarzyszowi dłonią przed oczami i dopiero to sprowadziło chłopaka na ziemię.
- Tak? Przepraszam cię, zamyśliłem się.
- Widzę właśnie... No, ale jak to jest? To jakaś twoja rodzina? - dopytywała Katty. Przez głowę szatyna przez chwilę przebiegały myśli, żeby zaprzeczyć, ale uderzył się mentalnie i pomyślał, że prędzej czy później jednak wyjdzie na jaw to, że Will jest jego tatą...
- Tak. To mój ojciec. - powiedział z trudem chłopak, a Katherine spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie myślałam, że jesteście aż tak blisko...
- Nie jesteśmy 'blisko'. Jest tylko moim ojcem, mężem mojej mamy. Tyle.
- Co to znaczy 'tylko'? Nie dogadujecie się?
- Wiesz, Kate. Nie jestem pewny, czy to dobry moment, żeby o tym rozmawiać. Było tak miło, nie psujmy tego po południa rozmową o moim ojcu. Kiedyś ci wszystko opowiem, ale nie teraz. Okej?
- Jasne. Nie będę naciskać. - uśmiechnęła się dziewczyna, a Chris odwzajemnił ten gest...

*

          Wszedł do mieszkania i wkurzony trzasnął drzwiami. Szybko zdjął buty i wszedł do kuchni, otworzył lodówkę, wyjął z niej puszkę piwa i poszedł do salonu.
- Szybko coś wróciłeś. - odezwał się Ryan patrząc na kumpla. - Coś nie tak? Randka się nie udała?
- Stary, to nie była randka do cholery! - warknął Chris.
- Okej, sorry. To o co chodzi?
- O nic. - wzruszył ramionami szatyn wlepiając wzrok w telewizor.
- Przecież widzę... Co się stało?
- Mój stary pracuje w szkole, do której chodzi Kate. To się stało.
- Przecież jest nauczycielem. Dobrym nauczycielem, ma świetny kontakt z młodzieżą - sam o tym wiesz, więc w czym problem?
- Ze mną nie ma dobrego kontaktu. - warknął pod nosem chłopak. - Ale nie ważne... Powtórzę jeszcze raz tylko wolniej, bo może nie zrozumiałeś. On pracuje w SZKOLE, do której chodzi Kate. W szkole, rozumiesz?! W miejscu, gdzie jest dużo dziewczyn... A wiesz dobrze jaki jest mój ojciec.
- Świrujesz... Przecież mówił, że z tym skończył, tak?
- I ty mu wierzysz?
- A dlaczego nie?
- A dlatego, że takiego nawyku nie można tak łatwo porzucić. On może oszukiwać wszystkich, ale nie mnie... - westchnął Christian i wypił do końca zawartość puszki, którą trzymał w dłoniach. - Idę do siebie. Ustaw sobie budzik, bo nie zamierzam cię znowu jutro budzić.
- Jasne... - powiedział Ryan ciągle zaszokowany tym, co wypłynęło z ust jego przyjaciela...

*

- Hej, skarbie. - uśmiechnęła się Bethy, kiedy Kate wsiadła do jej samochodu. Dziewczyny przywitały się buziakiem i razem pojechały do szkoły. - Co ty jesteś taka markotna? Christian coś zrobił?
- Nie, to nie to... Profesor Parker jest jego ojcem. - powiedziała brunetka na co Elizabeth mocno nacisnęła pedał hamulca.
- On jest... Co? Profesor William "Ciasteczko" Parker ma dwudziestoletniego syna?! To ile on do cholery ma lat?!
- Nie wiem i szczerze mnie to nie interesuje... Mam inne zmartwienie.
- Że nie możesz kręcić z obydwoma w jednym czasie? - zaśmiała się Bethy, kiedy otrząsnęła się z szoku i ponownie włączyła się do ruchu.
- Nie, Beth. Kiedy Christian o tym mówił... Po prostu odniosłam wrażenie, że nienawidzi swojego ojca.
- Nie zapytałaś go o to?
- Pytałam, ale nie chciał o tym rozmawiać. Powiedział, że kiedyś mi opowie.
- Skoro tak, to na pewno opowie. Spokojnie. Daj mu czas.
- Jak uważasz. - westchnęła Kate i resztę drogi do szkoły dziewczyny pokonały w ciszy...

*

          Kate poszła do szkolnego sklepiku kupić sobie coś do picia. Niestety nie pomyślała, że o tej porze może być długa kolejka, dlatego też, kiedy przed nią były zaledwie dwie osoby, zaskoczył ją dzwonek. Dziewczyna niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę czekając na swoją kolej... Po kilku chwilach, które zdawały się być wiecznością, Katty trzymała w swoich rękach butelkę wody i kierowała się do klasy, w której miała odbyć się literatura. Zbiegała właśnie po szkolnych schodach, zostały jej do pokonania tylko trzy schodki, kiedy straciła równowagę i gdyby nie silne ramiona, które ją złapały, upadłaby na podłogę. Dziewczyna odetchnęła głęboko i spojrzała na twarz osoby, która ją 'uratowała'.
- Przepraszam, panie profesorze. - zarumieniła się dziewczyna i stanęła na równe nogi.
- Nic się nie stało. Ale z tobą wszystko dobrze? - zapytał przejęty William.
- Tak, wszystko okej. Po prostu straciłam równowagę.
- Nie musiałaś się spieszyć. Jak widzisz, sam dopiero idę na lekcję.
- Skąd mogłam o tym wiedzieć? Dzwonek był już pięć minut temu, więc myślałam, że jest już pan w klasie.
- Normalnie już bym tam był, ale rozmawiałem z żoną. - powiedział mężczyzna, a Kate tylko skinęła głową. - No cóż, to może chodźmy już do klasy, co?
- Oczywiście. Aha, no i dziękuję. Gdyby nie pan to bym spadła i nieźle się potłukła.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnął się ciepło Will. - A następnym razem pamiętaj, że jeśli się spóźnisz to nic się nie stanie. Nie jestem takim rygorystycznym nauczycielem jak inni profesorowie w tej szkole. - dodał i puścił oczko w kierunku dziewczyny, po czym otworzył jej drzwi do sali...

*

- O co chodziło z Parkerem? - zapytała Mia, kiedy razem z przyjaciółkami wychodziła ze szkoły.
- A o co miało chodzić? - wzruszyła ramionami Kate.
- No weszliście razem do klasy. On z dziwnym uśmiechem, a ty z zdezorientowaną miną. Coś się stało pomiędzy wami? - dopytała tym razem Bethy spoglądając na przyjaciółkę.
- No dobra... Zbiegałam ze schodów, bo spieszyłam się do klasy. Straciłam równowagę, a on mnie złapał. A później jak mu dziękowałam to z dziwnym uśmiechem powiedział, że cała przyjemność po jego stronie, a później jeszcze mi puścił oczko... To było dziwne. Tyle.
- Uuuu, robi się ciekawie. Wpadłaś w oko seksownemu panu profesorowi. - Mia zachichotała i szturchnęła przyjaciółkę w ramię.
- Tak, profesorowi, który jest ojcem Chrisa i który ma żonę, do cholery! - warknęła Katherine.
- Ojcem tego przystojniaka? Wow. Teraz przynajmniej wiemy po kim Christian ma taką urodę.
- Boże... Wy nie rozumiecie? To jest niemoralne i nieuczciwe! On jest naszym nauczycielem, a poza tym jest żonaty...
- Katty, nie ma takiej przeszkody, której nie można pokonać. - powiedziała Elizabeth, po czym razem z Mią się zaśmiały. Natomiast Katherine tylko przewróciła oczami i wyjęła z kieszeni telefon, który w tym momencie zaczął dzwonić. Kiedy spojrzała na wyświetlacz i zobaczyła, że dzwoni Chris na jej twarzy niekontrolowanie pojawił się uśmiech. Dziewczyna przesunęła palcem po wyświetlaczu i przyłożyła komórkę do ucha.
- Halo? - zapytała odchodząc kilka kroków od głośno rozmawiających przyjaciółek.
- Cześć, Kate. Możemy się spotkać? Chciałbym z tobą pogadać.
- Hej, jasne. Coś się stało?
- To nie jest na telefon. Skończyłaś już lekcje? - zapytał chłopak.
- Tak, właśnie wyszłam ze szkoły... Zaczynam się bać.
- Nie ma takiej potrzeby. - zaśmiał się Chris. - Możesz na mnie zaczekać przed szkołą? Będę po ciebie za dziesięć minut.
- Dobrze, czekam. - powiedziała Kate i usłyszała tylko sygnał przerwanego połączenia... - Dziwne. - powiedziała do siebie i wróciła do przyjaciółek.
- No i co, Katty. Wracamy do domu? - zapytała Bethy, kierując się w stronę parkingu.
- Ja zostaję.
- Czekasz na Parkera? - zapytała uszczypliwie Mia.
- Tak, ale nie na tego, o którym pomyślałyście.
- Ohoho, kolejne spotkanie z Christianem. Tylko, żeby z tego za szybko dzieci nie było.
- Zamknij się Beth. - zaśmiała się Katherine. - Do zobaczenia jutro. - powiedziała żegnając się z przyjaciółkami.
- Pa. - odpowiedziały zgodnie dziewczyny i wsiadły do swoich samochodów, po czym odjechały z parkingu, a Kate usiadła na ławce i czekała na Christiana...



*


nie podoba mi się ten rozdział - STANDARD.
ale - o dziwo - dobrze mi się go pisało. :)
trochę się chyba w nim dzieje i nie wieje nudą,
jak przez ostatnie 4 rozdziały, co?
mam nadzieję, że się Wam podoba. <3

teraz ja lecę powtarzać historię na jutrzejszy sprawdzian,
a Was zapraszam do czytania i KOMENTOWANIA.
KOCHAM BARDZO.
N. ♥


sobota, 19 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 4.


- Hej, kochana. – powiedziała z uśmiechem Mia wsiadając do samochodu Kate i pocałowała przyjaciółkę w policzek. – Gotowa na nowy rok szkolny?
- Cześć. Czy ja kiedykolwiek byłam gotowa na powrót do szkoły?
- Masz rację, nigdy.
- Właśnie. – zaśmiała się Katherine. – A co ty masz taki dobry humor, co?
- Nic takiego. Po prostu mam dobry humor i mam nadzieję, że nic tego nie zmieni.
- Też bym tak chciała. – westchnęła brunetka i dalszą drogę do szkoły dziewczyny pokonały w ciszy. Po kilkunastu minutach były już pod ogromnym budynkiem. Wysiadły z samochodu i od razu skierowały się do wejścia do szkoły, gdzie spotkały Elizabeth.
- Cześć, słoneczka. – uśmiechnęła się szatynka i przytuliła przyjaciółki. – Ej, Katty rozchmurz się.
- Daj mi spokój. Nie chcę tu być. – skrzywiła się dziewczyna.
- My też, ale jak mus to mus… Dobra, chodźcie na salę, zajęłam wam już miejsca. – powiedziała Bethy.
- Co? To o której ty tu byłaś, że zdążyłaś zająć nam miejsca? – zapytała zaskoczona Mia.
- No jestem tu od… - Elizabeth zawiesiła głos i spojrzała na zegarek, który zdobił jej lewy nadgarstek – od godziny.
- Podziwiam. – zaśmiała się Katty i w tym samym czasie dziewczyny weszły na salę gimnastyczną i natychmiast skierowały swoje kroki na trybuny, i zajęły miejsca czekając na rozpoczęcie się akademii...

          Po kilkudziesięciu minutach siedzenia na niewygodnych krzesełkach na trybunach wszyscy uczniowie mogli opuścić salę gimnastyczną i udać się do swoich klas na spotkanie z wychowawcą. Katherine, Mia i Elizabeth wyszły jako jedne z ostatnich i przy wejściu spotkały się z całą klasą, po czym wszyscy razem udali się do sali 204, w której czekał już ich wychowawca – prof. Thomas Carter.
- Dzień dobry!
- Witajcie, kochani. Pan dyrektor bardzo was wynudził? – zapytał mężczyzna, kiedy wszyscy jego wychowankowie zajęli miejsca w ławkach.
- Nawet pan sobie nie wyobraża jak bardzo. – westchnęła Bethy, na co wszyscy cicho się zaśmiali.
- Ja nie mam za wiele do powiedzenia. I myślę, że się z tego powodu cieszycie... Peter rozdaj proszę wszystkim plany lekcji. – uśmiechnął się profesor i podał chłopakowi plik kartek. – Mam dla was tylko jedną dość istotną wiadomość. Jak pewnie wiecie profesor Martinez odeszła na emeryturę, więc w tym roku będziecie mieć nowego nauczyciela literatury. Mam nadzieję, że go polubicie, z tego co wiem ma bardzo dobry kontakt z młodzieżą, więc myślę, że powinno się wam dobrze razem pracować. – zakończył swoją wypowiedź Carter. – No, a teraz idźcie już i przygotujcie się na jutro, bo zaczynamy dzień od wspólnych zajęć. Do widzenia.
- Do widzenia! – zawołali uczniowie i powoli zaczęli wychodzić z klasy…

- Ciekawe co to za koleś ten nowy nauczyciel. – powiedziała Mia.
- Nie mam pojęcia, ale też jestem strasznie ciekawa. – uśmiechnęła się Elizabeth. – A ty co sądzisz, Katty?
- Moim zdaniem pani Martinez jest niezastąpiona i nie bardzo jestem przekonana do tego nowego nauczyciela, co wiąże się z tym, że nie bardzo jestem go ciekawa. – wzruszyła ramionami dziewczyna.
- Ej, a może to jakieś ciacho… Wtedy literatura będzie przyjemniejsza. – rozmarzyła się Bethy. – Ale z tym, że pani Hilda jest niezastąpiona to się zgodzę. – przytaknęła szatynka. – Dobra, dziewczyny. Ja się muszę zwijać. Może wpadniecie dzisiaj wieczorem do mnie? Obejrzymy jakiś film, czy coś.
- Świetny pomysł, jestem jak najbardziej za. A ty, Kate?
- Jasne. – uśmiechnęła się brunetka.
- W takim razie widzimy się o szóstej, pa. – powiedziała Elizabeth i po szybkim przytuleniu przyjaciółek pojechała do domu.
- My też jedziemy, prawda? – zapytała Mia.
- Tak, tak. Chodź…
*

          Weszła do domu i od razu w przedpokoju zdjęła buty, po czym weszła do kuchni napić się wody.
- Hej, Matt. – uśmiechnęła się widząc swojego brata mieszającego coś na patelni. – Gotujesz?
- Cześć, Mała. No jak widać. – zaśmiał się chłopak. – Mam nadzieję, że zjesz ze mną?
- Jasne, tylko muszę zdjąć te cholernie niewygodne ubrania. – skrzywiła się dziewczyna.
- Może niewygodne, ale… ładnie wyglądasz.
- Lizus… A co będziemy jeść?
- Spaghetti.
- Mniam. W takim razie daj mi dziesięć minut i jestem z powrotem.
- Jasne. – uśmiechnął się brunet, a Kate szybko pobiegła do swojego pokoju. Kiedy była już na miejscu podeszła do szafy, z której wyjęła krótkie spodenki, czarną bokserkę i koszulę w kratkę, po czym z takim strojem weszła do łazienki. Tam szybko się przebrała i związała włosy w wysokiego kucyka wypuszczając pojedyncze pasemka wokół twarzy…
- Jestem. Mmmm… Pięknie pachnie. – uśmiechnęła się i usiadła przy stole, na którym już po chwili Matt postawił gotowe danie i usiadł naprzeciwko siostry. – Smacznego.
- Smacznego. – odpowiedział chłopak i zaczęli w ciszy pochłaniać posiłek…
- Gdzie się nauczyłeś robić tak pyszne spaghetti?
- Jestem studentem, muszę jakoś przeżyć. – zaśmiał się brunet wkładając brudne naczynia do zmywarki.
- Rozumiem. – uśmiechnęła się Kate i już miała kontynuować rozmowę z bratem, ale uniemożliwił jej to dzwoniący telefon. Dziewczyna zerknęła na wyświetlacz, a na jej twarzy natychmiast pojawił się uśmiech.
- To ten chłopak? – zapytał Matthew, a w odpowiedzi dostał tylko delikatne skinięcie głową. – To ja idę do siebie. – stwierdził chłopak i pocałował siostrę w czoło, po czym wyszedł z kuchni, a Kate odebrała telefon.
- Halo?
Hej Kate. Już myślałem, że nie odbierzesz. – powiedział, z lekką nutą smutku w głosie, Christian.
- Przepraszam. – zachichotała dziewczyna. – Co słychać?
Wszystko okej. Mam chwilę czasu i pomyślałem, że zadzwonię i zapytam jak rozpoczęcie roku. 
- Chris… - westchnęła dziewczyna i usiadła na kuchennym blacie. – Nawet nie wiesz ile bym dała za jeszcze chociaż tydzień wakacji.
Wyobrażam sobie. Hmmm… W takim razie mam pomysł.
- Jaki? – zapytała zaciekawiona Kate.
No wiesz nasze ostatnie spotkanie było bardzo miłe, więc możemy je powtórzyć. Co ty na to?
- Świetny pomysł.
Cieszę się, że ci się podoba. W takim razie… Widzimy się jutro. Tam gdzie ostatnio?
- Okej. Piąta?
Tak, piąta będzie w porządku. Więc…
- Jesteśmy umówieni.
Jesteśmy umówieni. – powiedział Chris i mimo tego, że Kate go nie widziała wyczuła, że się uśmiechnął. – Do jutra.
- Do jutra, Christian. – powiedziała dziewczyna i się rozłączyła, zeskoczyła z blatu i poszła do salonu, w którym usiadła na kanapie i włączyła telewizor…

*

- Tato, wychodzę. - powiedziała Katherine wchodząc do sypialni ojca. - Nie wiem, o której dokładnie wrócę, więc nie czekaj i się nie martw.
- Dobrze, córeczko. - uśmiechnął się mężczyzna. - Nie zapomnij pozdrowić Elizabeth.
- Będę pamiętać. Pa. - powiedziała z uśmiechem dziewczyna i wychodząc z pokoju zamknęła drzwi. Kiedy schodziła po schodach wpadła w Matta.
- Randka? - zapytał chłopak.
- Nie dzisiaj, Matty. Idę do Bethy.
- Okej. Tylko nie wracaj za późno, bo się będę martwił.
- Obiecuję, że będę najpóźniej o jedenastej, tatusiu. Pasuje?
- Jak najbardziej. - wyszczerzył się chłopak. - Uważaj na siebie, Mała. - dodał i pocałował siostrę w czoło.
- Dobrze. Lecę, bo Mia już przyjechała. Papatki. - powiedziała z uśmiechem, złapała klucze do domu i wyszła... - Cześć, skarbie. - Kate przywitała przyjaciółkę buziakiem w policzek, kiedy wsiadła do samochodu, i zapięła pasy, po czym zerknęła na Mię. - Co jest? Brudna jestem?
- Nie, to nie to. Przez cały dzień chodziłaś jak struta, prawie w ogóle się nie odzywałaś, nie uśmiechałaś, a teraz... Czemu zawdzięczamy taką zmianę?
- Nie ważne, jedź już, bo Bethy się będzie denerwować, że długo nas nie ma. - zaśmiała się dziewczyna. Mia tylko westchnęła i odjechała z podjazdu.
- Gadaj mi tu o co chodzi, bo mnie rozniesie z ciekawości. - powiedziała blondynka po chwili ciszy.
- O jeju... Rozmawiałam z Chrisem i umówiliśmy się na jutro. Ot, cała historia. - wzruszyła ramionami Katherine.
- Wow. Kolejna randka z 'ciasteczkiem z ulicy'. No, no, no. - uśmiechnęła się Mia.
- Oj, zamknij się.
- Nie denerwuj się, Katty. Złość piękności szkodzi. - zaśmiała się dziewczyna, na co Kate zareagowała prychnięciem... - Jesteśmy, chodź złośnico...

- Napijecie się czegoś? - zapytała Bethy wchodząc do kuchni.
- Soku pomarańczowego. A Kate to chyba potrzebuje jakichś ziółek na uspokojenie. - zaśmiała się Mia.
- Nie, potrzebuję wody. - uśmiechnęła się brunetka.
- Ej, o co chodzi, Mia?
- O nic. Katty ci wszystko opowie.
- Okej. W takim razie trzymajcie i idziemy do mnie. - stwierdziła Elizabeth podając przyjaciółkom ich napoje, a sama wzięła ciastka i inne przekąski... Kiedy były już w pokoju szatynki ustawiły wszystkie przyniesione rzeczy na stoliku i usiadły na rozłożonym łóżku. - Więc... co jest, Kate?
- Boże, zejdźcie ze mnie, co?
- Spokojnie. Tylko zapytałam.
- Przepraszam. - uśmiechnęła się delikatnie brunetka. - Spotykam się jutro z Christianem, tyle. A Mia mi ciągle z tego powodu dokucza.
- Uuuu... Kolejna randka widzę.
- Nie no, nie wytrzymam. Kolejna.
- Co ja robię? - zapytała przez śmiech Bethy, ale nie otrzymała odpowiedzi.   

***

- Ryan! Ryan! Cholera jasna, Ry! - krzyczał Christian wchodząc do pokoju jego przyjaciela. Kiedy zauważył, że chłopak jeszcze śpi odsłonił zasłony wpuszczając promienie słońca do pomieszczenia i ściągnął kołdrę z bruneta. - Ryan, wstawaj! Spóźnisz się do pracy!
- Ciii. Błagam ciszej! Głowa mi pęka. - skrzywił się Ry, kiedy otworzył oczy.
- Nie trzeba było tyle pić. A teraz spadaj się doprowadzić do porządku. Masz kwadrans.
- Dobra, idę... Chris.
- Czego?
- Nie mógłbyś mi zrobić kawy? Tylko takiej mocnej. Proszę?
- Jasne. Spadaj pod prysznic, bo wyglądasz okropnie.
- Dzięki.
- Nie ma za co. - zaśmiał się Chris i poszedł do kuchni... Po kilku minutach do pomieszczenia wszedł też Ryan. - Trzymaj, na stole masz śniadanie. Pospiesz się. - powiedział szatyn podając kumplowi kubek z kawą.
- Dzięki. - wychrypiał Ry. Christian pokręcił z rozbawieniem głową i w tym czasie zaczął dzwonić jego telefon. Chłopak chwycił komórkę i zerknął na wyświetlacz, na którym widniał komunikat, że dzwoni jego ojciec. Przewrócił oczami, ale w końcu odebrał.
- Halo? 
Cześć, synu. - w słuchawce rozbrzmiał głos Williama.
- Cześć. Po co dzwonisz? - zapytał oschle chłopak.
Mama chciała, żebyś wpadł do niej do firmy po pracy. 
- Okej. A czemu nie mogła sama zadzwonić?
Chciała, ale... Powiedziałem, że ja to zrobię.
- O, jaki ty uczynny jesteś. - zironizował chłopak, a po drugiej stronie usłyszał tylko głębokie westchnięcie.
Chris, dlaczego się tak zachowujesz? 
- Naprawdę nie wiesz?
- Niestety wiem i przepraszam. Za wszystko. 
- Nie przepraszaj, nie naprawisz tym naszych relacji, tato.
Tak, ale chciałbym. Daj mi szansę.
- Miałeś ją przez całe dwadzieścia lat. Teraz zapomnij. To wszystko? Bo się spieszę.
Christian, posłuchaj...
- Nie! Powiedz mamie, że przyjdę o trzeciej. Cześć. - powiedział stanowczo chłopak i rozłączył się zanim Will mógł coś powiedzieć.
- Powinieneś dać mu tą cholerną szansę. - powiedział Ryan zakładając w przedpokoju buty.
- Dzięki za radę, ale nie skorzystam. - prychnął pod nosem Chris. Złapał swoją torbę i kluczyki do samochodu, po czym razem z przyjacielem wyszedł z mieszkania... 

          Katherine i jej przyjaciółki weszły spóźnione na lekcję literatury. Były przygotowane na to, że zostaną przywitane reprymendą od nauczyciela, ale - ku ich zdziwieniu - w klasie jeszcze nie było nowego profesora. Dziewczyny popatrzyły na siebie i wzruszyły ramionami, po czym zajęły swoje miejsca rozpoczynając rozmowę z resztą uczniów. Po kilkunastu minutach drzwi do sali się otworzyły i stanął w nich przystojny mężczyzna, który już po chwili z ogromnym uśmiechem na ustach wszedł do klasy i podszedł do biurka.
- Najmocniej przepraszam was za spóźnienie, ale to pierwszy dzień, kiedy mamy lekcje i jeszcze musiałem załatwić coś w dyrekcji... Jak już pewnie wiecie jestem nowym nauczycielem literatury w zastępstwie za profesor Hildę Martinez, która odeszła na zasłużoną emeryturę. Nazywam się William Parker i mam nadzieję, że będzie się nam miło razem pracowało. - uśmiechnął się Will. - To może na początek sprawdzę obecność, a później opowiecie mi coś o sobie i omówimy materiał na ten rok...
- Kate, co jest? - zapytała Mia widząc minę przyjaciółki.
- Nic tylko... Nie, nie ważne. - uśmiechnęła się Katty, a blondynka tylko wzruszyła ramionami...
- Katherine Walker?!
- Jestem! - zawołała dziewczyna, a Will spojrzał na nią i ciepło się uśmiechnął. - Czy mi się wydaje, czy wpadłam w oko profesorowi?! Tak, na pewno Kate, masz bujną wyobraźnię... 


*

JEST WCZEŚNIEJ! cieszycie się? :*
powiem Wam, że nawet dobrze mi się pisało ten rozdział.
i CHYBA nareszcie jest trochę dłuższy, co?
mam nadzieję, że się podobało? :)

jest "więcej" Willa i teraz już tak zostanie.
szykuje się kolejne spotkanie Kate i Chrisa. <3
hmmm... nie wiem co jeszcze pisać, więc DO NASTĘPNEGO!
pamiętajcie o komentarzach.
KOCHAM. :*
N. ♥


CHCIAŁAM WAM, KOCHANI MOI, ŻYCZYĆ WESOŁYCH, RODZINNYCH ŚWIĄT. SPĘDŹCIE JE W RADOSNEJ, MIŁEJ ATMOSFERZE, BEZ ŻADNYCH ZMARTWIEŃ. DOBREGO JEDZONKA! :D (tylko rozsądnie, żeby Was później brzuchy nie bolały)
NO I OCZYWIŚCIE DOBREJ ZABAWY W ŚMIGUSA DYNGUSA! <3



  ZAPRASZAM WAS RÓWNIEŻ TUTAJ: LOVEDREAMER. NA KRÓTKĄ HISTORIĘ. MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ WAM SPODOBA. ♥

wtorek, 15 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 3.

          Otworzyła ociężałe powieki i rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. Kiedy dotarło do niej, że jest w pokoju Katherine jej głowa dała o sobie znać pulsującym bólem. Elizabeth syknęła z bólu i opadła na miękką poduszkę przecierając twarz dłońmi…
- Cześć kochanie, głodna? – zapytała Katty wchodząc do pokoju z talerzem z kanapkami i dwoma szklankami soku pomarańczowego.
- Hej… Jakoś nie bardzo. – wychrypiała Bethy. – Ile ja wczoraj wypiłam?
- Wystarczająco dużo, żeby być prawie nieprzytomną. – zaśmiała się brunetka.
- Moja mama wie, że jestem u ciebie? Będzie się martwić.
- Spokojnie. Dzwoniłam do niej, nie musisz się niczym martwić.
- Dziękuję ci… Ale pewnie zepsułam wam imprezę, co?
- Nie zepsułaś. Było świetnie. – uśmiechnęła się Kate… Po chwili rozmowy pomiędzy dziewczynami zapadła cisza i każdą z nich całkowicie pochłonęło jedzenie śniadania…
- Mamy jakieś plany na dzisiaj?
- Nie wiem, ale ja prawie na pewno odpadam. Umówiłam się już…
- Z kim? Znam go? – zapytała Bethy, a kiedy zauważyła na twarzy przyjaciółki delikatny rumieniec od razu domyśliła się o kogo chodzi. – O MÓJ BOŻE, Kate! Ty masz randkę z ciachem z ulicy!
- Nie ekscytuj się tym tak. – zaśmiała się Katty. – I to nie jest randka. Zwykłe spotkanie…
- Ehe, tak się tylko mówi…

***

          Christian wszedł do kuchni, w której był już Ryan i wyjął z szafki swój ulubiony kubek, po czym nalał do niego kawy i usiadł obok przyjaciela.
- Wychodzisz dziś gdzieś? Randkę masz?
- Czemu pytasz?
- Chris… Jest sobota. W sobotę przeważnie śpisz jak najdłużej się da, a jak już wstaniesz to zakładasz stary dres, a dzisiaj… Ten strój wróży jedno – spotykasz się z kimś. – wzruszył ramionami Ry i spojrzał na kumpla, który przygryzał wargi byleby tylko się nie uśmiechnąć. – Oho, zgadłem.
- Spadaj… Tak, wychodzę. Spotykam się z Katherine. – powiedział szatyn i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Uuuu, stary, ale cię wzięło. A co to w ogóle za laska, poznam ją?
- No wzięło mnie… - przyznał Chris. – Poznasz, mam nadzieję, kiedyś. Sam ją poznałem dopiero wczoraj.
- Wczoraj?! Stary to, to chyba była jakaś miłość od pierwszego wejrzenia czy coś. Nigdy tak szybko nie zaczynałeś się spotykać z jakąś laską, ani nie chodziłeś taki uchachany…
- Wiem i, szczerze mówiąc, trochę mnie to przeraża.
- Nie panikuj, będzie dobrze… Gdzie się wybieracie?
- Jeszcze nie wiem. Nie myślałem o tym nawet.
- Hmmm… To jeśli mam ci doradzić to na pewno nie zabieraj jej do kina, ani na kolację. To nie jest dobry pomysł na pierwszą randkę. Myślę, że najlepszy będzie spacer i lody.
- Ryan nie myślałem, że kiedyś to powiem, ale… Zadziwiasz mnie. Myślałem, że taki playboy jak ty nie wie nic o randkach, a tu proszę. Miłe zaskoczenie.
- No dzięki. Wbrew pozorom nie myślę tylko o tym, żeby zaciągnąć dziewczynę do łóżka…

*

- Matty, chodź do mnie, potrzebuję pomocy! – zawołała Katherine stojąc przed otwartą szafą. 
- O co chodzi? – zapytał chłopak, wchodząc do pokoju siostry.
- Nie wiem co mam ubrać. – westchnęła brunetka.
- A co to za okazja?
- Wychodzę z… chłopakiem.
- Czyli randka. A gdzie idziecie?
- Spacer, lody…
- Okej. W takim razie załóż… to. Będzie idealne. – uśmiechnął się Matty wyjmując z szafy Kate luźną bluzkę z czaszką, zwykłe jeansy z dziurą na kolanie i szarą beanie.
- Dziękuję braciszku. Jesteś najlepszy. – powiedziała Kate i pocałowała brata w policzek.
- Cała przyjemność po mojej stronie… To ten chłopak, z którym rozmawiałaś na imprezie?
- Tak, ten sam. Czemu pytasz?
- Chcę po prostu wiedzieć z kim spotyka się moja siostrzyczka… Dobra, już ci nie przeszkadzam. Szykuj się. – stwierdził brunet i wyszedł z pokoju, po czym Katherine zabrała ubrania, które wybrał dla niej brat i poszła do łazienki… Po około 30 minutach gotowa wróciła do pokoju, założyła buty, wzięła okulary i torebkę, i zeszła na dół.
- No i jak? – zapytała, wchodząc do salonu, gdzie był Matt i Paul.
- Ślicznie, córeczko. – uśmiechnął się mężczyzna.
- Dziękuję, tatku… To ja lecę. Nie czekajcie na mnie, bo nie wiem, kiedy dokładnie wrócę.
- Jasne. Baw się dobrze! – zawołał jeszcze Paul, po czym Katty wyszła z domu i poszła do garażu, gdzie wsiadła do swojego samochodu i pojechała na spotkanie z Christianem…

*

          Weszli do niewielkiej cukierni z ogromnymi uśmiechami na ustach. Świetnie czuli się w swoim towarzystwie, jakby znali się od lat. Kate pierwszy raz od kilku lat czuła się tak naprawdę, bezwarunkowo szczęśliwa – takiego szczęścia nie dawały jej nawet spotkania z przyjaciółkami, przyjazd Matta, czy czas spędzany z tatą. Za to Chris… Chris z każdą minutą spędzoną z Katty wiedział, że chce, żeby ta dziewczyna była dla niego kimś więcej niż tylko koleżanką. Czuł, że powoli jego serce zaczyna się wypełniać uczuciem do tej drobnej brunetki.
- No to na co masz ochotę? – zapytał szatyn, kiedy stanęli przy gablocie pełnej lodów.
- Hmmm… Te o smaku gumy balonowej. Uwielbiam je. – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Okej. Jak sobie pani życzy…
- Co dla państwa? – zapytała sympatyczna kobieta w średnim wieku stojąca za ladą.
- Poprosimy dwie gałki lodów o smaku gumy balonowej dla tej pięknej pani, a dla mnie dwie gałki o smaku czekoladowym. – powiedział Christian uśmiechając się promiennie.
- Oczywiście… - powiedziała kobieta i już po chwili podała lody szatynowi.
- Dziękujemy bardzo… Reszty nie trzeba. Do widzenia. – powiedział chłopak i razem z Kate opuścili cukiernię…


- Świetnie się dzisiaj bawiłam.
- Tak, ja też. Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną spotkać.
- To ja dziękuję, że to zaproponowałeś.
- To sobie podziękowaliśmy. – zaśmiał się Christian, na co Kate mu zawtórowała. – Jedź ostrożnie.
- Dobrze… tatusiu. – zachichotała brunetka.
- Boże, co za piękna ‘melodia’. – pomyślał chłopak, ale natychmiast odrzucił od siebie tę myśl. – Mam nadzieję, że na tym jednym spotkaniu się nie skończy.
- Ja też, Christianie.
- W takim razie do zobaczenia, Kate. – uśmiechnął się szatyn i przytulił Katty, a ona mocno wtuliła się w jego silne ramiona i zaciągnęła się zapachem jego perfum. W tym momencie obydwoje poczuli to samo, ale nie byli tego do końca świadomi. W głowach obydwojga pojawiła się myśl, że mogliby tak całą wieczność – stać i tulić się, jakby nie było poza nimi świata. Po kilkunastu sekundach odsunęli się od siebie i jakby na komendę obydwoje spojrzeli w swoje oczy i szeroko się uśmiechnęli.
- Do zobaczenia, Chris. – powiedziała dziewczyna i stanęła na palcach, po czym pocałowała policzek szatyna i odwróciła się, kierując się do swojego samochodu…

***


- Córeczko, wstawaj. Musimy za chwilę wyjść, bo spóźnimy się do przedszkola. – mówiła Susan głaszcząc małą Katherine po włosach.
- Nie chcę iść, mamusiu. – powiedziała dziewczynka spoglądając na kobietę ogromnymi oczami.
- Kochanie, rozmawiałyśmy o tym… Mia i Elizabeth też tam będą. 
- Ale ja chcę zostać w domu, z tobą. 
- Katty, proszę. – uśmiechnęła się delikatnie Susan.
- Nie. – dziewczynka twardo trwała przy swoim.
- Pójdziemy później na duże lody.
- Z bitą śmietaną, owocami i polewą czekoladową? – rozpromieniła się Katherine.
- Dokładnie… To jak będzie, pójdziesz do przedszkola?
- Tak! – zawołała Katty i zawiesiła swoje niewielkie rączki na szyi mamy… 

          Poniedziałek. 1 września. W pokoju Katherine rozbrzmiał dźwięk, którego dziewczyna szczerze nienawidziła – dźwięk budzika. Kate leniwie podniosła swoje powieki i wyłączyła denerwujący dzwonek, a w jej głowie od razu pojawiły się obrazy z jej snu. Był tak realny. Znowu poczuła się jakby miała 5 lat. Jakby jej mama znowu ją budziła. Jakby znowu szła po raz pierwszy do przedszkola... Katherine pokręciła głową chcąc odrzucić od siebie te wspomnienia, po czym wstała z ciepłego łóżka i natychmiast poczłapała do szafy. Otworzyła ją i zaczęła przeglądać ubrania. Potrzebowała czegoś wygodnego, a zarazem eleganckiego. Dlatego jej wybór padł na zwykłe czarne spodnie i białą koszulę z czarnym kołnierzykiem. Po wybraniu ubrań weszła do łazienki, w której wzięła prysznic, ułożyła włosy i zrobiła makijaż… Kiedy wróciła do pokoju, założyła wybrany wcześniej strój, wzięła torebkę i kluczyki do swojego samochodu…
- Hej Mia. – powiedziała radośnie dziewczyna.
- Cześć, słonko. Co tam?
- Dzwonię, żeby zapytać, czy mam po ciebie podjechać przed szkołą?
- Jakbyś mogła to byłoby super.
- To w takim razie będę za pół godziny, do zobaczenia.
- Okej, pa. – powiedziała Mia, po czym Kate się rozłączyła i weszła do kuchni, w której zrobiła sobie śniadanie. Po skończonym posiłku włożyła naczynia do zmywarki i wyszła z domu…

*

- Kochanie. Musisz wstać, spóźnisz się na spotkanie z dyrektorem. – szepnęła Monic całując płatek ucha swojego męża. – William to twój pierwszy dzień, nie możesz się spóźnić... Skarbieee… - przeciągnęła ostatnie słowo i zaczęła delikatnie masować ramiona mężczyzny.
- Mmmm… Mógłbym zamówić takie pobudki codziennie? – wychrypiał Will obracając się na plecy i przyciągnął żonę do swojej klatki piersiowej całując ją w usta.
- Pomyślę nad tym. – zaśmiała się kobieta. – A teraz już wstawaj i idź pod prysznic. Za godzinę musisz być w szkole.
- Dobrze, już idę skarbie. – uśmiechnął się mężczyzna i jeszcze raz pocałował żonę, po czym wstał z łóżka i skierował się do łazienki. – A może chcesz się do mnie przyłączyć?
- Nie, dziękuję. Idę zrobić śniadanie.
- Ech, no dobrze. – uśmiechnął się Will i wszedł do łazienki… Po kilkunastu minutach wyszedł ubrany w szary garnitur, złapał do ręki swoją aktówkę i wyszedł z sypialni, kierując się do kuchni, w której była już Monic i przygotowywała śniadanie… - Co tak ślicznie pachnie? – zapytał całując żonę w policzek.
- Omlet. Kawa jest już gotowa, jeśli chcesz. – uśmiechnęła się szatynka.
- Mówiłem ci już, że jesteś aniołem?
- Tak, ale nigdy mi się nie znudzi słuchanie tego.
- Jesteś aniołem i… Kocham cię. – powiedział William obejmując żonę w talii i pocałował ją w szyję, na co na twarzy kobiety uformował się szeroki uśmiech.
- Gotowe. Ja idę się przygotować do pracy, a tobie życzę smacznego. No i powodzenia. – powiedziała Monic, pocałowała ostatni raz męża i weszła po schodach na górę. Natomiast Will szybko zjadł śniadanie i zabierając aktówkę i kluczyki do samochodu wyszedł z domu…



*



jeeeeej, kolejny za nami...
znowu wieje nudą, co?
nie wiem, może miałam za dużą przerwę w pisaniu?
trudno mi się ogarnąć i napisać ciekawy rozdział i - przede wszystkim - dłuższy. :(
PRZEPRASZAM. :*

jak wrażenia? piszcie śmiało. <3
KOCHAM.
N. ♥


kiedy zobaczyłam, że pod ostatnim rozdziałem jest TYLKO 3 komentarze zrobiło mi się trochę przykro...
naprawdę to jest takie słabe? :((((((((


wtorek, 8 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 2.

          Siedziały przy stoliku w głębi Starbucks’a i rozmawiały o wszystkim i niczym. W pewnym momencie na ustach Elizabeth pojawił się szeroki uśmiech, a ona sama popatrzyła na przyjaciółki i klasnęła uradowana w dłonie.
- Dziewczyny, mam pomysł! Ostatni weekend wakacji, więc trzeba zaszaleć. Proponuję imprezę na plaży, wieczorem. Co wy na to? – zapytała szatynka i spojrzała na przyjaciółki.
- Super pomysł. Będą tam wszyscy ze szkoły, myślę, że warto się z nimi zobaczyć przed rozpoczęciem roku. – uśmiechnęła się Mia podzielając entuzjazm przyjaciółki.
- A ty co na to, Kate?
- Okej, jak chcecie… Ale mogę zabrać Matt’a, prawda?
- Ty jeszcze pytasz? No pewnie, że go zabierz. – powiedziała Bethy.
- No to w takim razie, o której mamy po was przyjechać? – zapytała Katherine.
- Myślę, że koło dwudziestej będzie okej. Prawda, Mia?
- Tak, tak. Będę gotowa. – uśmiechnęła się blondynka.
- Więc jesteśmy umówione. – zaśmiały się dziewczyny i zadowolone kontynuowały rozmowy…

*

- Matty, wróciłam! – zawołała Kate wchodząc do domu i zdejmując w przedpokoju buty. – Matt, jesteś?!
- W salonie! – dziewczyna usłyszała głos brata i natychmiast udała się do salonu, w którym był chłopak. – Cześć, Mała. – uśmiechnął się brunet, całując siostrę w czoło.
- Hej. Co oglądasz? – zapytała ciekawa dziewczyna, zerkając na telewizor.
- ‘Simpsonów’. – zaśmiał się Matthew. – Jak spotkanie z dziewczynami?
- Super. Kazały cię uściskać i powiedzieć, że idziesz z nami na imprezę wieczorem.
- A ja nie mam nic do gadania?
- Niestety nie, braciszku. O dwudziestej mamy podjechać po Mię, a później po Elizabeth.
- Co ja z wami mam… - chłopak pokręcił z rozbawieniem głową. – No, ale okej. Skoro chcecie mnie zabrać to nie będę się kłócił.
- Wiedziałam, że będziesz zadowolony.
- Dobra, dobra. Przestań gadać tylko idź się szykuj. Za piętnaście ósma widzę cię gotową w przedpokoju, masz dokładnie dwie godziny.
- Tak jest. – zaśmiała się Katty i zasalutowała, po czym pobiegła do swojego pokoju…


***

          Christian leżał na kanapie w salonie z rękami pod głową i wpatrywał się w jasny sufit. Myślał o tej dziewczynie, którą spotkał po południu. Katherine. W jego głowie ciągle obecny był obraz uśmiechniętej brunetki. Coś w niej było. Coś, co nie pozwoliło chłopakowi o niej zapomnieć i ciągle dawało mu nadzieję na kolejne spotkanie…
- Siema! – Chris usłyszał głos kumpla z przedpokoju.
- Cześć Ry! – odkrzyknął chłopak i podniósł się do pozycji siedzącej, przecierając twarz dłońmi.
- Co ty, spałeś?
- Nie, nie spałem. Co masz taki dobry humor? Znowu jakąś laskę poznałeś?
- Nie, to nie to. Ale może jeszcze jakąś dzisiaj poznam. – uśmiechnął się brunet. – Idziemy wieczorem na imprezę... I nie przyjmuję odmowy! – zawołał widząc, że jego przyjaciel chce coś powiedzieć. – Stary, masz dopiero dwadzieścia jeden lat, powinieneś jeszcze korzystać z życia, a nie… Przykładny pracownik firmy architektonicznej. Na to jeszcze przyjdzie czas.
- Łatwo ci mówić Ryan. Ja tą firmę dziedziczę. – westchnął szatyn. – Ale jak chcesz… Możemy iść na tą imprezę. Tylko powiedz mi o której i gdzie.
- Poważnie? Zgadzasz się?
- Czy ja mówię po chińsku? Tak, zgadzam się. – zaśmiał się Christian, a na twarzy jego kumpla pojawił się uśmiech. – Więc…?
- Dwudziesta. Na plaży.
- Super, to ja lecę pod prysznic. – stwierdził Chris i poszedł do łazienki

*

          Kilkanaście minut później chłopak opuścił zaparowane pomieszczenie i wszedł do swojej sypialni tylko w bokserkach, po czym podszedł do szafy i zaczął przeglądać ubrania. Po chwili zastanowienia wyjął granatowe spodenki do kolan i miętową koszulę, i szybko założył na siebie cały strój, po czym wszedł do kuchni.
- No, no, no. Stary, ale się wystroiłeś. – zaśmiał się Ryan.
- Zejdź ze mnie… - westchnął Chris i nalał sobie wody. – Gotowy jesteś?
- Tak. Wyobraź sobie, że mi mniej czasu zajmuje przygotowanie się na imprezę.
- Whatever. Idziemy? – zapytał szatyn zakładając białe Vans’y i okulary przeciwsłoneczne.
- Tak, panie śliczny. – powiedział Ry, po czym wybuchnął śmiechem i złapał kluczyki do samochodu. – Dzisiaj moim.
- Jasne…

***

- Katty, jesteś gotowa?! – dziewczyna usłyszała głos brata dochodzący z korytarza.
- Jeszcze moment! – odkrzyknęła i otworzyła szybko szafę, po czym wyjęła z niej sukienkę w kwiatki, która sięgała jej do połowy uda. Założyła ją na siebie, na stopy wsunęła sandałki, założyła bransoletki na ręce i łapiąc torebkę i okulary przeciwsłoneczne zbiegła do przedpokoju…
- No, Kate, masz szczęście. Jeszcze chwila i pojechałbym bez… WOW. Wyglądasz… Jakbyś nie była moją siostrą to… Kurde, co ja gadam. Ślicznie wyglądasz. – uśmiechnął się Matthew.
- Dziękuję, braciszku. A teraz może już jedźmy po dziewczyny, co?
- Jasne, chodźmy. – stwierdził chłopak i wyszedł razem z brunetką z domu, i skierował swoje kroki do garażu. Po chwili obydwoje siedzieli już w jego samochodzie i byli w drodze po Mię.
- Tata już wrócił? – zapytała Katty przerywając ciszę.
- Tak, powiedział, że jest zmęczony i poszedł się położyć. No i życzył nam miłej zabawy. – uśmiechnął się chłopak parkując pod domem Mii.
- Na pewno taka będzie. – stwierdziła dziewczyna i już miała wyjmować telefon, żeby zadzwonić do przyjaciółki, kiedy drzwi od samochodu się otworzyły i na tylne siedzenie wdrapała się blondynka.
- Cześć Kate. Cześć Matt. – uśmiechnęła się dziewczyna zapinając pasy.
- Hej, słonko. – odpowiedziała Katty, spoglądając na przyjaciółkę. – Ślicznie wyglądasz.
- Hej, to chyba ja to powinienem powiedzieć. – zaśmiał się brunet. – Teraz pozostaje mi tylko potwierdzić. – uśmiechnął się i mrugnął do Mii, na co dziewczyna zareagowała rumieńcem. – Dobra, jedziemy po Elizabeth i… na imprezę! – zawołał uradowany chłopak i odjechał spod domu blondynki, kierując się tym razem po Bethy. Po kilku minutach byli na miejscu, a Elizabeth czekała już na nich pod swoim domem, więc niedługo po tym jak dziewczyna wsiadła do samochodu, pojechali na plażę…

***

          Spacerował brzegiem morza z kubkiem piwa w ręku. Nie lubił za bardzo tego typu imprez, więc oddalił się od reszty ludzi i postanowił pobyć chwilę sam… Nie pomyślał, że ktoś jeszcze może zapragnąć chwili spokoju i zrobić to samo, co on, więc kiedy kilka metrów przed sobą ujrzał drobną sylwetkę dziewczyny trochę się zdziwił, ale spacerował dalej. Kiedy był nieco bliżej dziewczyny przez jego ciało przebiegł przyjemny dreszcz, w sercu poczuł ciepło, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Stała przed nim Kate.
- Hej. – powiedział, stając obok brunetki. Katherine trochę się przestraszyła, ale kiedy podniosła wzrok i ujrzała obok siebie Christiana strach odszedł i zastąpiła go radość.
- Cześć. – uśmiechnęła się w stronę szatyna. – Nie myślałam, że cię tu spotkam.
- To samo mogę powiedzieć o tobie.
- Jestem tutaj z przyjaciółkami i bratem. Stwierdziliśmy, że trzeba jak najlepiej pożegnać te wakacje przed powrotem do szkoły. A ty?
- Ja jestem z kumplem, a raczej przyjechałem z nim, a później mnie wystawił.
- Rozumiem. Widzę, że nie lubisz imprez. – zaśmiała się dziewczyna.
- Aż tak to widać?
- Troszeczkę… Nie uważasz, że to dziwne, że spotykamy się już drugi raz w ciągu jednego dnia?
- Może trochę. To pewnie tylko przypadek…
- Nie wierzę w przypadki. – uśmiechnęła się dziewczyna i spoglądnęła w oczy szatyna.
- Szczerze? Ja też nie. – powiedział chłopak i również popatrzył w oczy Kate. – Może wrócimy na imprezę?
- Jasne, chodźmy.
- Kate?
- Tak?
- Cieszę się, że cię tu spotkałem. – powiedział Christian z uśmiechem na ustach, a Kate nic nie odpowiedziała tylko skinęła głową i również się uśmiechnęła…

***

- Wiedziałam, że ona coś odwali! Nie trzeba było jej spuszczać z oka! - krzyknęła Kate, patrząc na ledwo trzymającą się na nogach Bethy.
- Czyli to moja wina, tak?! - zawołała Mia.
- Nie! Nie, to nie twoja wina. Po prostu... Kurcze, Elizabeth, co ty narobiłaś. - westchnęła brunetka. - Nie możemy jej w takim stanie odwieźć do domu... Matty! 

- Co jest? - zapytał chłopak, stając obok siostry, ale kiedy tylko spojrzał na Elizabeth od razu zrozumiał o co chodzi. - Boże, to naprawdę Bethy? - zaśmiał się brunet.
- Tak, to właśnie ona. Nie możemy jej w takim stanie odstawić do domu, więc zabieramy ją do nas. Możesz ją zanieść do samochodu?

- Pewnie. Chodź, Bethy. - powiedział Matt obejmując dziewczynę w talii i umieścił swoją drugą rękę pod jej kolanami, biorąc ją na ręce.
- Nie... Ja. Chcę. Tańczyć. - wybełkotała dziewczyna wyrywając się Mattowi.
- O nie moja panno, tobie już wystarczy. I tańców i... procentów. - powiedział i skierował swoje kroki do samochodu.
- Ale, Matty... - westchnęła dziewczyna patrząc na Matta z 'miną szczeniaczka'.
- Ta mina już od kilku lat na mnie nie działa, skarbie. - zaśmiał się brunet. - Mia, mogłabyś wyją
ć kluczyki z mojej kieszeni i otworzyć drzwi?
- Eeee... Jasne. - stwierdziła blondynka i sięgnęła do kieszeni spodenek Matta, żeby po chwili wyją
ć z niej kluczyki do samochodu...
- Dziękuję, Mała. - uśmiechnął się chłopak i posadził Elizabeth na tylnym siedzeniu... - A gdzie moja siostra?
- Nie mam pojęcia szła za nami przecież. - wzruszyła ramionami Mia i rozglądnęła się dookoła. - O, chyba ją znalazłam. - uśmiechnęła się blondynka wskazując głową na przyjaciółkę.
- Z kim ona rozmawia? - stwierdził Matthew, mrużąc oczy.
- To Christian. Poznali się dzisiaj po południu...
- Och, rozumiem. - uśmiechnął się chłopak. - Może wsiądźmy i poczekajmy na nią w samochodzie, robi się coraz chłodniej.
- Jasne...



*

- Szkoda, że musisz iść. Myślałem, że zaszczycisz mnie chociaż jednym tańcem. - uśmiechnął się delikatnie Christian.
- Przepraszam cię, ale moja przyjaciółka trochę przesadziła z alkoholem i trzeba się nią zająć.
- Rozumiem. Ale mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie czas... jutro? A w zasadzie to już dzisiaj. 
- Postaram się. - uśmiechnęła się Katty.
- To w takim razie odezwę się do ciebie i się umówimy, dobrze?
- Okej. Będę czekać. 
- Super... A teraz leć, bo twój brat patrzył na mnie przed chwilą tak, jakby mnie miał zabić. 
- Nie zrobiłby tego, możesz być spokojny. On jest tylko trochę nadopiekuńczy jeśli chodzi o mnie. 
- Taki brat to skarb. 
- Tak, jest cudowny... No, ale chyba masz rację, pójdę już. To... do później, tak?
- Do później. - powiedział Chris i nachylił się całując Katty w policzek, na co dziewczyna się uśmiechnęła i ruszyła do samochodu, w którym czekały już na nią przyjaciółki i Matt... 


*

kolejny rozdział za nami.
wiem, że krótki, wybaczcie. :(((
kolejne spotkanie Kate i Chrisa. będzie ich coraz więcej, obiecuję! <3
znowu wieje nudą, co? ale już niedługo zacznie się coś więcej dziać. cierpliwości.
już nie przedłużam, więc... do następnego!
cium :*
N. ♥


wtorek, 1 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 1


- Tatusiu, dlaczego mama się nie rusza? A dlaczego ma takie zimne rączki? Tatusiu... - mała Katherine szarpała swojego ojca za rękaw. - Co jest mamusi? - zapytała dziewczynka ze łzami w oczach, ale nie uzyskała odpowiedzi. - Matty! O co chodzi? Co się dzieje z mamą? - Kate tym razem zwróciła się do brata.
- Katty... Mama umarła. - wyszeptał Matthew i przytulił siostrę.
- Jak to... umarła? - dziewczynka przełknęła głośno ślinę i oderwała się od brata.
- Słoneczko, posłuchaj mnie. - głos zabrał Paul. - Mama była bardzo chora, wiesz? - zawiesił głos, szukając odpowiednich słów... - Teraz jest tam, na górze razem z aniołkami. - powiedział mężczyzna i zmusił się do delikatnego uśmiechu. - Nie będzie jej z nami tutaj ciałem, ale będzie w naszych serduszkach, tak?
- Tak. - wyszeptała Katherine i z jej oczu wypłynęły łzy. Podreptała do łóżka, na którym leżało ciało jej mamy i ucałowała chłodną dłoń kobiety. - Kocham cię, mamusiu. - powiedziała i złapała ojca za rękę...

*

          Jak co roku obudziła się z mokrymi policzkami. Co roku w dzień rocznicy śmieci jej mamy Kate nawiedzał ten sam sen… Dziewczyna odetchnęła głośno i przetarła twarz dłońmi, po czym wstała z łóżka. Zarzuciła na ramiona fioletowy szlafrok, na stopy wsunęła szmaciane kapcie i podreptała na dół. Po chwili weszła do kuchni, w której zastała swojego brata i tatę.
- Cześć Matty. – uśmiechnęła się brunetka i mocno przytuliła brata. Nie widziała go dwa miesiące i zdążyła się już za nim stęsknić… Matt studiował i pracował w innym mieście i rzadko przyjeżdżał do domu.
- Hej, Mała. – chłopak również się uśmiechnął i oddał uścisk, po czym pocałował siostrę w czoło i zajęli miejsca przy stole.
- Jak się spało, słonko? – zapytał Paul, stawiając przed swoimi dziećmi jajecznicę i również zajął miejsce przy stole.
- Dobrze, tylko… - Kate zawiesiła głos i spojrzała na swoje dłonie.
- Znowu ten sen, tak? – zapytał Matthew, a dziewczyna tylko delikatnie przytaknęła głową.
- Kochanie, wszystkim nam jej brakuje. – zapewnił Paul i złapał córkę za rękę dodając jej otuchy. – No, ale teraz jedzmy i pojedziemy na cmentarz, okej?
- Jasne, tatku. – uśmiechnęła się Kate i posłusznie zabrała się za śniadanie. – Smacznego…

          Po skończonym śniadaniu Matt i Paul posprzątali ze stołu, natomiast Katherine poszła do swojego pokoju, żeby się ubrać. Podeszła do szafy i przeglądała ubrania, aż w końcu wybrała zwykłe dżinsowe rurki i kwiecistą bluzkę na ramiączkach, z tak skompletowanym strojem poszła do łazienki. Tam wzięła szybki prysznic, ubrała się, rozczesała swoje włosy i zostawiła je naturalnie opadające na ramiona, po czym wzięła się za robienie delikatnego makijażu… Po kilku minutach wróciła do pokoju, gdzie wsunęła na stopy balerinki, zabrała torebkę i telefon, i opuściła pomieszczenie.
- Gotowa! – zawołała schodząc po schodach.
- Super. Tata poszedł już do samochodu, także chodźmy. – uśmiechnął się Matt i złapał siostrę za rękę, i wyszli razem z domu, zamykając drzwi na klucz.
- Na długo przyjechałeś?
- A co, masz mnie już dość?
- Nigdy… - zaśmiała się Kate. – To na długo?
- Dwa tygodnie. – odpowiedział chłopak otwierając siostrze drzwi od samochodu Paula…

- Już dwanaście lat… - westchnęła Kate, zapalając znicz, który ustawiła na grobie Susan i usiadła na ławeczce obok swojego taty i brata, i wbiła wzrok w nagrobek, na którym znajdowało się zdjęcie uśmiechniętej kobiety i napis:
Susan Walker
ur. 12.07.1973 r.
zm. 28.08.2001 r.

- Tak, a ja to pamiętam, jakby to było wczoraj, mimo że miałem tylko osiem lat. – powiedział Matthew. – Tęsknię za nią. Chciałbym, żeby była tutaj z nami.
- Jest, cały czas jest z nami… Jest w naszych sercach, pamiętacie? – odezwał się Paul. – Jest z was dumna, dzieci. No i czuwa nad wami. Jestem tego pewny. – uśmiechnął się, spoglądając na swoje dzieci, a oni również się uśmiechnęli. - Wracamy do domu?
- Jasne, ale… Ty nie idziesz dziś do pracy? Jest środek tygodnia. – zapytała zaskoczona Kate.
- Dzisiaj mam wolne, muszę się nacieszyć moimi dziećmi, prawda?
- No oczywiście. – zaśmiał się Matt. – Ale nie jedźmy do domu. Może odwiedzimy dziadków? Dawno ich nie widziałem, stęskniłem się.
- Świetny pomysł. Co ty na to, tato?
- Jasne. W takim razie do samochodu…

*

          Po powrocie do domu po całym dniu nieobecności Kate weszła do swojego pokoju i natychmiast opadła zmęczona na łóżko. Zdjęła buty i ułożyła się wygodnie, przymykając powieki. Po chwili usłyszała delikatne pukanie do drzwi, więc otworzyła oczy i zauważyła swojego brata, wchodzącego do jej pokoju z dwoma kubkami w dłoniach.
- Napijesz się herbaty ze starszym bratem? – zapytał z uśmiechem.
- Pewnie, siadaj. – stwierdziła dziewczyna.
- Stęskniłem się za tym.
- Ja też. Jak w pracy?
- O dziwo dobrze. Wszystko robię jak należy, więc w nagrodę dostałem urlop. – zaśmiał się Matt.
- No i bardzo dobrze…
- Stało się coś, Mała?
- Nie, dlaczego? Zmęczona jestem po prostu.
- A ja myślałem, że pójdziemy na nocny spacer, a ty co…
- Przepraszam Matty, ale nie dzisiaj.
- Spoko… Jak przygotowania do nowego roku szkolnego?
- Nie dobijaj mnie nawet. Jak sobie pomyślę, że jeszcze tylko trzy dni, to żyć mi się odechciewa. Nie mam nawet natchnienia do zakupów, wyobrażasz sobie? Zawsze uwielbiałam zakupy do szkoły, a teraz…
- Hmmm… To może jak pójdziesz na nie z ukochanym bratem to coś to pomoże, co? – zaproponował brunet.
- Żartujesz sobie… Chcesz iść na zakupy ze swoją siostrą?
- No tak, a co w tym dziwnego. – wzruszył ramionami Matt.
- Nic, nic. W takim razie, dobra. O 10:00 przed domem, braciszku. – uśmiechnęła się Kate.
- Już się nie mogę doczekać Katty. – stwierdził Matthew i pocałował siostrę w nos. – A teraz zmykaj spać, bo wyglądasz jak śmierć.
- Dzięki! Szczerość to podstawa, co?
- U mnie? Zawsze… Dobranoc, Mała.
- Branoc. – uśmiechnęła się dziewczyna i po wyjściu brata przebrała się w piżamę i położyła się do łóżka. Sprawdziła jeszcze telefon i okazało się, że ma kilka nieodebranych połączeń od Mii, więc szybko oddzwoniła do przyjaciółki.
- No nareszcie, Katty. – odetchnęła z ulgą dziewczyna. – Co się z tobą działo przez cały dzień?
- Ciebie też miło słyszeć, Mia. – zaśmiała się Kate. – Przyjechał Matthew. Byliśmy na cmentarzu, a później odwiedziliśmy dziadków. Wróciliśmy dopiero godzinę temu.
- Matt przyjechał?! Dobra, w takim razie ci wybaczam. – zachichotała Mia, na co Katherine przewróciła oczami. Tak, Mia była zakochana w jej bracie... – No, ale do rzeczy. Idziemy jutro z Bethy na basen, idziesz z nami?
- Jutro? Przepraszam, ale nie mogę. Idziemy z Mattem na zakupy. Mój brat postanowił mi potowarzyszyć przy kupowaniu wszystkich dupereli do szkoły, więc…
- Och. No okej. Ale spotykamy się po południu, jasne?
- Jasne, jak słońce, skarbie. – zaśmiała się brunetka. – Przepraszam cię, ale jestem mega zmęczona idę spać.
- Pewnie, zmykaj. Pozdrów Matta ode mnie. Dobranoc, buzi.
- Okej, dobranoc, Mia. – powiedziała Kate i rozłączyła się, po czym odłożyła telefon na szafkę obok łóżka i wygodnie się ułożyła, zamykając oczy…



*

          Obudziła się o 9:00, a właściwie została obudzona przez słońce, które wpadało przez okno do jej pokoju. No tak, poprzedniego wieczora była tak zmęczona, że nie zasłoniła okna… Dziewczyna westchnęła i wstała z łóżka, po czym podeszła do szafy i poszukała ubrań, które mogłaby założyć na zakupy z Mattem. Po kilku minutach grzebania w szafie wybrała szeroką bluzkę opadającą z ramienia i białe spodenki i razem z ubraniami poszła do łazienki. Wzięła prysznic, zrobiła makijaż i wróciła do pokoju. Wsunęła na stopy krótkie białe Converse, na rękę wsunęła kilka bransoletek, założyła długie kolczyki, złapała torebkę i zeszła do kuchni. Myślała, że będzie tam już na nią czekał Matt, ale niestety go nie zastała, więc poszła na górę do jego pokoju. Nie bawiła się w pukanie tylko po prostu weszła.
- Matty, wstawaj. Nie pamiętasz, że idziemy na zakupy? – zaśmiała się brunetka, budząc swojego brata.
- Co? O, Katty, ładnie wyglądasz. Wybierasz się gdzieś? – zapytał zaspany chłopak, a jego siostra spojrzała na niego ze złością, na co się zaśmiał. – Nie patrz tak, żartowałem. Pamiętam o zakupach. Daj mi kwadrans i będę gotowy. – pocałował siostrę w czoło, zgarnął ubrania i poszedł do łazienki, a Katherine wróciła do kuchni i przygotowała tosty na śniadanie…

- Dlaczego nie możemy jechać moim samochodem? – marudziła Kate, wsiadając do Audi swojego brata.
- Bo masz za krótko prawo jazdy, żebym pozwolił sobie z tobą jechać, siostrzyczko. – uśmiechnął się Matt, przekręcając kluczyki, dzięki czemu silnik wydał cichy warkot. – Pasy…
- Gadasz jak tata. – zaśmiała się dziewczyna.
- Nie prawda… To dokąd najpierw?
- Pewnie do księgarni po książki i zeszyty.
- No to pewnie tak… Katty?
- Słucham? – brunetka odwróciła głowę w kierunku brata i przyglądała mu się.
- A co słychać u… Mii? – zapytał chłopak, zmieniając biegi.
- W porządku. A dlaczego pytasz? – zapytała podejrzliwie.
- Tak tylko, jest twoją przyjaciółką odkąd pamiętam, wychowywaliśmy się razem… Jestem po prostu ciekawy. – wzruszył ramionami Matt. – A u Elizabeth?
- Też wszystko okej… Ale nie myśl sobie, że ci uwierzyłam w tą wymówkę.
- Żadna wymówka, poważnie powiedziałem… No, jesteśmy na miejscu. – zakomunikował z uśmiechem, parkując pod księgarnią. – Gotowa na zakupy?
- Nie, ale w końcu trzeba je zrobić… - westchnęła Katherine i wysiadła z samochodu, po czym razem z bratem weszła do sklepu… 

***

          Wysiadł z samochodu i podszedł do drzwi domu swoich rodziców. Nie bawiąc się w dzwonienie, czy pukanie wszedł do środka i od razu poszedł do salonu, z którego dochodziły dźwięki włączonego telewizora.
- Cześć. – przywitał się z ojcem, siedzącym na kanapie.
- Cześć Christian. – uśmiechnął się William i spojrzał na syna. – Co słychać?
- W porządku. Gdzie mama? Chciała, żebym przyjechał.
- U siebie, od rana siedzi nad jakimś projektem.
- Okej, dzięki. – powiedział chłopak i poszedł do gabinetu mamy. Zapukał cicho do drzwi, po czym nacisnął klamkę. – Hej, mamo. – uśmiechnął się wchodząc do środka.
- Witaj, kochanie. – powiedziała kobieta i przytuliła syna.
- Chciałaś, żebym przyjechał, więc jestem. O co chodzi?
- O nic, chciałam po prostu cię zobaczyć. Dawno nas nie odwiedzałeś, stęskniłam się za tobą.
- Mamo dobrze wiesz, że nie przychodziłem ze względu na ojca... - westchnął chłopak. – Ale ja też się stęskniłem.
- Wiem synku, wiem… To może wpadniesz do nas na kolację, w niedzielę?
- Mamo, naprawdę...
- Nie przyjmuję odmowy. Masz przyjść na tą kolację i koniec, okej?
- Ech… No dobra. Przyjdę, obiecuję. – uśmiechnął się Chris. – Ale teraz mogę już iść? Mam coś do załatwienia.
- Dobrze, skarbie. Do zobaczenia w niedzielę. Kocham cię.
- Też cię kocham, pa. – powiedział szatyn i wyszedł z gabinetu Monic… - Cześć tato! – zawołał jeszcze będąc w przedpokoju i wyszedł z domu…

*
- Na pewno wszystko mamy? – zapytał Matthew, spoglądając na torby, które trzymał w rękach.
- Tak, raczej tak. – uśmiechnęła się Kate, spoglądając na listę zakupów. W tym samym momencie usłyszała dzwonek jej telefonu. – Halo?
- Hej, słońce! Gdzie jesteś? – w słuchawce rozbrzmiał głos Bethy.
- Hej, Elizabeth! Wyszłam właśnie z księgarni. Dlaczego pytasz?
- O, to się dobrze składa. Masz naprzeciwko Starbucks’a, prawda?
- No tak. O co chodzi Bethy?
- Ty jesteś głupia, czy głupia? – zaśmiała się Elizabeth. – Idź do Starbucks’a i czekaj tam na nas, będziemy z Mią za dwadzieścia minut.
- Ech… No okej. To do zobaczenia, skarbie. – uśmiechnęła się Kate i się rozłączyła. – Matty!
- Co tam? Jedziemy do domu?
- Wiesz co, jedź sam. Umówiłam się z dziewczynami.
- No, okej. Tylko nie zabalujcie za długo, co?
- Jasne, pa braciszku.
- Pa, baw się dobrze, Mała. – uśmiechnął się Matthew i pocałował siostrę w czoło, po czym wsiadł do samochodu i pojechał do domu…

          Przechodziła przez drogę i co chwilę zerkała na telefon. Z przeciwka szedł chłopak, który rozmawiał przez telefon, czytając jakieś papiery. Obydwoje nie patrzyli na drogę, którą szli i… wpadli w siebie. Katherine upuściła telefon, a chłopakowi wypadły papiery i rozsypały się na drodze.
- Najmocniej cię przepraszam, nie zauważyłam cię. – zaczęła tłumaczyć Kate i kucnęła, żeby pozbierać rozsypane kartki.
- Sorry stary, ale muszę kończyć. – rzucił do telefonu szatyn i ukucnął obok dziewczyny. – Nic się nie stało. Ja też nie patrzyłem na drogę… A tak w ogóle to jestem Christian. – powiedział wstając na równe nogi i wyciągnął rękę w kierunku Kate. Dziewczyna niepewnie uścisnęła dłoń Chrisa i uśmiechnęła się delikatnie.
- Katherine.
- Śliczne imię dla ślicznej dziewczyny. – uśmiechnął się chłopak, na co na policzki brunetki wstąpiły delikatne rumieńce.
- Dziękuję. – bąknęła cicho i zakryła czerwone policzki włosami.
- Nie masz za co… Wiesz, Katherine, muszę lecieć. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Tak, ja też mam taką nadzieję. – stwierdziła dziewczyna i w tym momencie zauważyła swoje przyjaciółki, które wysiadły z samochodu i przyglądały się jej z zaciekawieniem.
- Więc… Cześć, Kate.
- Cześć, Chris. – odpowiedziała brunetka i…
- Katherine Walker! Kim był ten przystojniak, z którym rozmawiałaś? – zapytała Elizabeth, podchodząc do przyjaciółki.
- Wpadliśmy w siebie. Ma na imię Christian. Tyle wiem… Cześć Mia.
- Hej Katty. – blondynka przytuliła przyjaciółkę.
- Jak było na basenie?
- Świetnie! Grałyśmy z takimi mega ciachami w siatkę. Ach… Żałuj, że z nami nie poszłaś. – westchnęła rozmarzona Bethy.
- Jakoś nie żałuję. – uśmiechnęła się Kate i przygryzła wargę…   


*

PRZEPRASZAM!
 JUŻ NA SAMYM POCZĄTKU WTOPA I OPÓŹNIENIE. :(
WYBACZCIE. :*

pierwszy rozdział za nami.
może nudny.
może nic się nie dzieje.
może za dużo opisów.
ale już trudno... początki są ZAWSZE trudne, więc... no cóż tak niestety musi być. ;_______;
a teraz... do następnego, kochani!
buzi :*
N. ♥